7 września był początkiem drugiego tygodnia nauki w szkole i przedszkolu po letnich wakacjach. W tym roku szkolnym po raz pierwszy do oddziału przedszkolnego w Rzeszynie rodzice zapisali niespełna 3-letnią Marcelinę Kaizer z Golejewa. Trzy latka dziewczynka skończy dokładnie 26 października. Wtorek był dopiero drugim dniem, od kiedy dzieci zaczęły jeździć do Rzeszyna. Do 6 września dzieci uczęszczały do Rzeszynka, gdyż oddział przedszkolny gmina jeszcze remontowała. 7 września autobus szkolny jak zwykle zabrał dzieci z Golejewa. Kierowca zawiózł je najpierw do oddziału przedszkolnego w Rzeszynie, a następnie do Szkoły Podstawowej w Rzeszynku. Tam też wysiadła opiekunka szkolnego autobusu, siostra kierowcy Jolanta Szarek, która pracuje na tym stanowisku od 11 lat. Dopóki ostatnie dziecko nie wysiądzie z pojazdu, opiekunka ma obowiązek zająć się dziećmi i dopilnować, aby wszystkie całe i zdrowe dotarły na miejsce. Wtorkowy poranek napisał nieco inny scenariusz. Tego dnia mała Marcelinka, która powinna wysiąść z autobusu w Rzeszynie, nie wysiadła z niego. Opiekunka nie zauważyła, że Marcelinka siedzi spokojnie między siedzeniami. Zagłówki Po odstawieniu uczniów do Rzeszynka, kierowca autobusu wrócił do bazy w Golejewie. Następny szkolny kurs miał dopiero około południa. Gdyby nie fakt, że dzieci pozaginały zagłówki, pewnie Marcelinka na niemal 4 godziny zostałaby zamknięta sama w autobusie. Sprawa prawdopodobnie nie zrobiłaby się tak głośna, gdyby matka dziecka została natychmiast poinformowana o tym zdarzeniu. Jednak rodzice dowiedzieli się o zdarzeniu dopiero po tygodniu od rodziców innych dzieci. Mama dziewczynki Agnieszka Kaizer mówi reporterowi "Tygodnika Pałuki", że o całej sprawie dowiedziała się dopiero w poniedziałek 13 września. - Kierowca zauważył, że zagłówki na siedzeniach są pościągane. Wrócił do autobusu, aby je poprawić i znalazł Marcelinkę. Siedziała już w drugiej połowie autobusu i się do niego uśmiechała - opowiada. Kierowca odwiózł ją do przedszkola. Na miejscu był około 8.10, przebrał ją i zaprowadził do sali. Milczeli... - Ona nie ma jeszcze 3 lat i nie biega sama po wsi, więc kierowca nie poznał, czyje to jest dziecko i dlatego zawiózł ją do przedszkola - mówi mama dziewczynki. Jak się dowiedziała o całym zajściu, poprosiła o wyjaśnienia opiekunkę. - Zapytałam, czy ma mi coś do powiedzenia. Ale ona spytała "A co się stało?" Byłam bardzo zdziwiona takim zachowaniem opiekunki i powiedziałam jej, że stało się to, iż moje dziecko wróciło do przedszkola bez opieki i pani mnie o tym fakcie nie poinformowała - opowiada Agnieszka Kaizer. Matka ma również żal do wychowawczyni przedszkola Barbary Szczepaniak. - Czy jak kierowca odwiózł małą do przedszkola, to pani Basia nie była zdziwiona, że kierowca przywiózł dziecko tak późno? Dziwię się, że nie zgłosiła tego ani pani dyrektor, ani mnie - mówi. Zażalenie... Mama Marcelinki napisała skargę do wójta Marka Maruszaka oraz zażalenie na pracę opiekunki Jolanty Szarek do dyrektor szkoły w Rzeszynie Wiesławy Maciejewskiej. W ubiegłym tygodniu, zaraz po wpłynięciu skargi, dyrektor szkoły odmówiła udzielenia nam jakichkolwiek informacji ze względu na to, że sprawa była w toku wyjaśniania. Wójt Marek Maruszak w rozmowie z Agnieszką Kaizer miał powiedzieć, że może ją tylko poprzeć w tej sprawie i nalegać u pani dyrektor o szybkie podjęcie decyzji. Jego zdaniem opiekunka jest pracownikiem szkoły i tylko dyrektor może podjąć jakąkolwiek decyzję. Uważa jednak, że jeśli ktoś popełnił błąd i nie dopilnował swoich obowiązków - powinien zostać ukarany. Rzeszyn, wysiadać Również kierowca autobusu nie chciał dziennikarzom za wiele w tej sprawie powiedzieć. Zasłaniał się tym, że opiekunka jest jego siostrą i cokolwiek by nie powiedział, mógłby zostać posądzony o stronniczość. - Opiekunka woła po kilka razy: "jest Rzeszyn i proszę wysiadać". W ubiegłym roku do pomocy miała stażystkę, bo nie jest to łatwa praca. Ja również muszę bardzo uważać na dzieci, ponieważ jakbym ostro przyhamował, to te maluchy pospadałyby z siedzeń. Od wielu lat Jola jeździ jako opiekunka w autobusie i z tego co ja widzę jest dobrą opiekunką i drugiej takiej nigdzie nie znajdą - mówił Jerzy Kamiński. Agnieszka Kaizer dziwi się takiemu zachowaniu opiekunki: - Ona w ogóle nie czuje się winna, uważa, że nic się nie stało. I stwierdziła, że ona krzyczała: "Rzeszyn, dzieci wysiadać". Jednak uważam, że ona równie dobrze do Marcelinki mogła krzyczeć, że jest to Warszawa, czy cokolwiek. Opinie Jedna z mam z Golejewa, która pragnęła zachować anonimowość, również wypowiada się negatywnie o pracy opiekunki. - Kilka razy jechałam autobusem razem z moim dzieckiem i zauważyłam taką sytuacją, że dziecko stało i patrzyło na nią nie wiedząc co zrobić, a pani Jola siedziała i powiedziała mu: "idź, znajdź sobie inne miejsce". Najbardziej narzekają na nią przede wszystkim za to, że własnego wnuka posadzi koło siebie, a reszta do tyłu idzie i płacze, a ona na to uwagi nie zwraca. Dziecka z autobusu nie wyprowadzi, a małe dziecko samo ma trudności z wysiadaniem - mówi. Sołtys Golejewa Jan Szymankiewicz twierdzi, że obowiązkiem opiekunki było dopilnować dziecka: - Jakby to była zima i mróz, to by to dziecko mogło zamarznąć. Opiekunka: To był bunt Opiekunka Jolanta Szarek nie czuje się winna całej sytuacji. - To dzieciątko ma niespełna 3 lata, jest bardzo malutkie i drobniutkie. Wepchnięte niemalże na siłę do autobusu czuło się zagubione i zawiedzione. Posadziłam, pogłaskałam i musiałam podejść do innych dzieci. Potem Marcelinka wyciszyła się i pomyślałam, że już po problemie. W Rzeszynie przed zatrzymaniem się autobusu powiedziałam wolno, głośno i wyraźnie: "maluszki, wstajemy i wysiadamy". Zawsze powtarzam to co najmniej 2 razy. Sama wysiadłam pierwsza i wysadzałam wszystkich po kolei - mówi. Wtedy miała do niej podejść przedszkolanka i zapytała ją o bieżące sprawy związane z przewozem. Opiekunka zapewnia, że podczas rozmowy pomogła wysiąść wszystkim maluchom, a mała Marcelinka musiała w tym czasie schować się - jej zdaniem - pod siedzenie. - Zawsze kiedy wyjdą z autobusu wszystkie dzieci, sprawdzam w jakim stanie pozostawiły wnętrze autobusu i czy przypadkiem ktoś się nie zagubił. Tak było i tym razem. Ona musiała się zbuntować i w ten sposób to okazała. Trzylatki wymagają niepodzielnej uwagi, jednak prócz nich są w autobusie dziesiątki innych dzieci, które również wymagają opieki. To mogłoby się przydarzyć każdemu z nas - dodaje Jolanta Szarek. Karą pouczenie Pisemną odpowiedź na złożone zażalenie Agnieszka Kaizer otrzymała we wtorek 21 września. Dyrektor szkoły Wiesława Maciejewska poinformowała rodziców Marceliny, że opiekunka otrzymała pouczenie. Decyzja umotywowana była faktem, że jest to pierwsze przewinienie opiekunki i nie była ona w żaden sposób do tej pory karana. O decyzji dziennikarze chcieli porozmawiać z Wiesławą Maciejewską. Odmówiła udzielenia informacji: - Decyzja została wysłana do matki dziecka i mama wie jak wygląda sprawa. Nie udzielę więcej informacji. Nie poddaje się Agnieszka Kaizer nie jest usatysfakcjonowana decyzją dyrektor szkoły. Postanowiła tej sprawy tak nie zostawić i skieruje ją do Kuratorium Oświaty. - Nie wiem, czy pani dyrektor czeka aż stanie się jakaś tragedia. Marcelina mogła być przecież zamknięta w tym autobusie do 13.00, gdyby kierowca jej nie zauważył. A gdyby była to zima i ciężkie mrozy, co wtedy? - pyta mama retorycznie. - Ja nie wyobrażam sobie, aby pani Jolanta Szarek mogła dalej tam pracować - dodaje Agnieszka Kaizer. Paweł Lachowicz