- To meteoryt - mówi Mariusz Fryckowski, który zajmuje się m.in. takimi znaleziskami. Sprawą zainteresowaliśmy Polską Akademię Nauk. Już dwa lata temu go widziałem Kazimierz Czerwiński przyszedł do redakcji "Tygodnika Tucholskiego" z nietypowym problemem. - Muszę wam coś pokazać, bo to dziwna rzecz. Może wy mi pomożecie i powiecie co to jest - zaczął. Kiedy z płóciennej siatki zaczął wyciągać tajemnicze znalezisko, kamień o dziwnej barwie i strukturze, długości około 25 centymetrów, wysokości i szerokości około 10 centymetrów, kolorze jasno-grafitowym z żółto-białymi, zatopionymi elementami i widocznymi, połyskującymi w odpowiednio jasnym świetle, drobnymi cząsteczkami metalicznymi. Do tego wszystkiego trzeba dodać nienaturalną jak na takie wymiary wagę. Kiedy do opisywanego obiektu zbliżymy magnes, ten ze znaczną siłą przybliża się do kamienia. - Mieszkam przy ulicy Głównej w Tucholi. Przez wiele lat kamienie z całej działki znosiłem w jedno miejsce. Niedawno robiłem porządki i zwróciłem uwagę na jeden z nich, bo przyczepił się do metalowego rusztowania. Już dwa lata temu go widziałem i wydał mi się dziwny, ale go zostawiłem - opowiada pan Kazimierz. - Od tamtego czasu woda zrobiła swoje, zmyła brudy i kamień zaczął się błyszczeć w słońcu. To mnie zaciekawiło. Przyłożyłem magnes, a ten od razu przyczepił się do niego. Co to może być za kamień? - pyta pokazując i oglądając z wszystkich stron ten dziwny okaz. "To meteoryt" Redakcja nie potrafiła odpowiedzieć wprost na zadane pytanie, bo nikt wcześniej nie miał nigdy do czynienia z takim znaleziskiem. Bez wątpienia pozostawało, że kamień ten nie jest zwyczajnym, podobnym do innych. Sprawą zainteresowaliśmy Mariusza Fryckowskiego, mieszkańca Tucholi, który pasjonuje się m.in. meteorytami, któremu pokazaliśmy znalezisko. - To meteoryt! - stwierdził po dokładnym obejrzeniu kamienia. - Bez wątpienia "kamień" wykazuje własności magnetyczne (kwestia bezsporna), jednak stopień zanieczyszczenia próbki materiałem krzemowym w wyniku działania temperatury jest tak duży, że należałoby znalezisko przeciąć i poddać dalszym analizom. - Powierzchnia "kamienia" jest w niektórych miejscach porowata, co świadczyć może o gwałtownym wydzielaniu się pęcherzyków gazu na skutek gwałtownego wyziębienia tuż po upadku. Dodatkowo zastanawiający jest fakt zespolenia próbki z okolicznymi "zanieczyszczeniami" w dość specyficzny sposób, jednak raczej wykluczam celowe działanie człowieka. - Szczegółowe oględziny mogą przynieść wyjaśnienie wyłącznie po przepołowieniu. Polska Akademia Nauk z radością za to zapłaci godziwe pieniądze. Ja osobiście wolałbym jednak, aby całość znalazła się w muzeum tucholskim - mówi Fryckowski. "Trzeba zbadać skład i strukturę tego kamienia" O wypowiedź poprosiliśmy też prof. dr hab. Nonnę Bakun-Czubarow z Instytutu Nauk Geograficznych Polskiej Akademii Nauk, wykładającą jednocześnie w Instytucie Geofizyki Uniwersytetu Warszawskiego: - Byłabym bardzo sceptyczna we wstępnej ocenie tego znaleziska. Pewne fazy mineralne występują tylko w meteorytach. By odpowiedzieć z całą pewnością, czy znalezisko jest meteorytem, trzeba zbadać skład i strukturę tego kamienia. Równie dobrze może być to żużel z jakiegoś pieca. Trudno na podstawie słownego opisu lub nawet zdjęć powiedzieć co to dokładnie jest, dlatego proponuję, by przesłać do nas chociaż próbkę znalezionego obiektu, a my po wykonaniu badań będziemy pewni z czym mamy do czynienia. Wstępna wartość szacunkowa znaleziska Czy będą dalsze badania? Na to pytanie właściciel meteorytu nie potrafił jeszcze odpowiedzieć, ale był tym pomysłem żywo zainteresowany, kiedy poinformowaliśmy go o tym, co udało się do tej pory ustalić. Pojawiła się też wstępna, szacunkowa wartość kamienia. - Może być warty około pięć do sześciu tysięcy złotych - ocenił Fryckowski. Właściciel, Kazimierz Czerwiński, nie krył radości, gdy przekazaliśmy mu tą wiadomość. - To ładna suma. Dobra wycieczka by z tego była - stwierdził uradowany. Jak dodaje Mariusz Fryckowski, kilka dni przed ujawnieniem opisywanego znaleziska, nad boiskiem Zespołu Szkół Licealnych i Technicznych w Tucholi, tuż po godzinie 23.15, na wysokości około 30 metrów, doszło do obserwacji perseidy, która rozgrzana do białości spaliła się w końcowej fazie lotu i eksplodowała tuż nad ziemią, z hukiem równym małej petardzie. Karol Kłosowski