- Złodziej kradnąc dzwony z przejazdów stwarza realne zagrożenie dla życia ludzkiego - przyznaje komendant tucholskiej policji. Brak urządzeń zauważono podczas konserwacji Do pierwszej kradzieży doszło w Błądzimiu między 15 a 27 sierpnia. Straty oszacowano na 7500 złotych. Jak to możliwe, że przez tak długi czas nikt nie zauważył wtedy takiej sytuacji, która teoretycznie stanowić poważne zagrożenie dla osób korzystających z przejazdu? - Nasz pracownik podczas konserwacji stwierdził brak tych urządzeń. Okres, który się podaje, to czas pomiędzy przedostatnią a ostatnią konserwacją. Dzwony nie są kontrolowane w żaden sposób przez jakieś inne urządzenia, dlatego ich brak nie został zasygnalizowany, mogliśmy to stwierdzić dopiero podczas konserwacji. Dziwić może też wartość skradzionych dzwonów. Powodem takiej ceny są konieczne atesty i certyfikaty, jakie muszą posiadać te urządzenia. To nie mogą być zwykłe dzwonki za kilka złotych, ale specjalnie do tego celu przygotowane - powiedział nam wówczas Włodzimierz Kiełczyński, zastępca dyrektora ds. eksploatacyjnych w bydgoskim Zakładzie Linii Kolejowych. "To nietypowa kradzież" Tak stwierdził Kiełczyński, kiedy rozmawialiśmy z nim o pierwszej kradzieży. Jaki cel mogli mieć w niej złodzieje? - Trudno odpowiedzieć na to pytanie, możliwe są trzy hipotezy, które stawiamy w tej sprawie. Albo ktoś ukradł te dzwony po to, by je spieniężyć w skupie złomu, ale suma, jaką by otrzymał za ten metal starczyłaby pewnie na małe piwo. Druga opcja jest taka, że komuś mógł przeszkadzać dźwięk tych dzwonków, więc je zdemontował, ale w takie rozwiązanie nie wierzę. Najbardziej prawdopodobna jest trzecia możliwość - że był to po prostu chuligański wybryk - odpowiedział Kiełczyński. Jak dodał, kradzież tego typu elementów bez wątpienia obniżyła stopień bezpieczeństwa na przejeździe. - Czasami ktoś nie zdaje sobie sprawy, że nawet, jeśli będzie to działanie chuligańskie, może zagrozić czyjemuś życiu. Nie chodzi już o szkody czy pieniądze, bo to przecież można jakoś odtworzyć, ale życia ludzkiego nie da się zwrócić - zauważył, zaznaczając wtedy, że to dziwna kradzież. - Jest to nietypowa kradzież, a sam temat ginących elementów kolejowych jest coraz mniej aktualny w porównaniu z tym, co działo się jeszcze trzy lata temu. Notujemy mniej takich przypadków - zakończył po pierwszej rozmowie. Rzecznik prasowy tucholskiej policji, Kamila Dzierzyk, powiedziała też, że całą sprawę komplikuje i utrudnia dość długi czas, jaki upłynął od czasu kradzieży. Zlecono kontrolę przejazdów kolejowych - To jednak nie był incydent - powiedział na przywitanie Włodzimierz Kiełczyński, kiedy po raz drugi się z nim skontaktowaliśmy. Okazało się, że w poprzedni poniedziałek na trasie Wierzchucin - Lipowa, ktoś dokonał podobnej kradzieży, na przejeździe w Wielkim Gacnie. Tym razem zginęły cztery sygnalizatory, a straty oszacowano na 14 tys. złotych. - Naprawdę nie rozumiem takiego działania. Ktoś stwarza poważne zagrożenie na przejeździe, zagraża tym samym czyjemuś życiu. Niech dla przykładu przez tory przechodzi akurat dziecko, czy inna osoba. Strach pomyśleć do czego może dojść - powiedział za drugim razem zastępca dyrektora bydgoskiego ZLK. - Kwestię funkcjonowania takich dzwonów na przejazdach reguluje specjalna komisja. Jeśli uzna, że dla bezpieczeństwa podróżnych konieczny jest montaż takich sygnalizatorów, to je montujemy. To nie jest tak, że urządzenia te są montowane gdzie popadnie, przypadkowo. Mamy w tym konkretny, bardzo ważny cel, który niestety ktoś ostatnimi czasy bagatelizuje. Tak być nie może. Cały czas zastanawiamy się z fachowcami jakie mogą być inne zastosowania tych dzwonów i doprawdy nie wiemy. Każdą możliwość trzeba brać pod uwagę. Współpracujemy z policją i Strażą Ochrony Kolei. Zleciliśmy też kontrole wszędzie tam, gdzie zamontowane zostały takie dzwony. Chcemy po prostu sprawdzić, czy jeszcze tam są... Kontrolą objęte zostały w sumie dwa powiaty: tucholski i świecki. Oby takie działania się już nie powtarzały - zakończył. Dla funkcjonariuszy to najważniejsza sprawa Policja zapewnia, że sprawa wyjaśnienia tych kradzieży jest dla nich jedną z priorytetowych. - To bardzo poważne i niezwykle niebezpieczne zjawisko. Złodziej kradnąc dzwony z przejazdów stwarza realne zagrożenie dla życia ludzkiego. To już nie jest tylko zwykła kradzież - podkreśla Krzysztof Bodziński, komendant powiatowy policji w Tucholi. Funkcjonariusze wszystkich posterunków policji w naszym powiecie prowadzą intensywne czynności operacyjne, które maja na celu szybkie ustalenie sprawcy lub sprawców za nim dojdzie do ewentualnej kolejnej kradzieży bądź, jak podkreśla komendant, tragedii. - Z oczywistych względów nie możemy teraz podawać do publicznej wiadomości szczegółów prowadzonych przez nas czynności. Zapewniam jednak, że robimy wszystko co w naszej mocy by złapać złodzieja - mówi Krzysztof Bodziński. Liczymy nawet na anonimowy telefon Policja apeluje za pośrednictwem "Tygodnika" do mieszkańców powiatu tucholskiego o pomoc w ujęciu sprawcy. - Prosimy każdego, kto wie coś na temat tych skradzionych dzwonów, by powiadomił najbliższy posterunek policji, bądź komendę powiatową w Tucholi. To może być nawet anonimowy telefon. Ze swej strony zapewniamy, że sprawdzimy każdą informację - dodaje Krzysztof Bodziński. Problem zajmie się komisja bezpieczeństwa Bardzo poważnie sprawę kradzieży na przejazdach kolejowych traktuje też Andrzej Pruszak, członek komisji bezpieczeństwa rady powiatu. - Te kradzieże, to bardzo niebezpieczne zjawisko. Na pewno będziemy o nich rozmawiali na najbliższej komisji bezpieczeństwa - mówi. - Trzeba się zastanowić czy można dzwony ostrzegające o nadjeżdżających pociągach w jakiś sposób zabezpieczyć. Z tego co wiem, to chyba można - dodaje. Podobnie jak nasi wcześniejsi rozmówcy, również apeluje do mieszkańców o zachowanie szczególnej ostrożności przy przejeżdżaniu przez tory. - Może się zdarzyć tak, że ktoś w nocy ukradnie dzwonek z kolejnego przejazdu kolejowego, a rano dojdzie tam do tragedii, bo nikt o tej kradzieży jeszcze nie będzie wiedział - wyjaśnia Andrzej Pruszak. Robert Grygiel, Karol Kłosowski