Było niedzielne popołudnie 2 października 1966 r. Dzień wolny od pracy. Za oknami panowała złota polska jesień. W kierunku Poznania, przez Łabiszyn, jechały czołgi. - Nikt nie wiedział o tym, że będą jechać, ale kiedy się zbliżały, całe miasto wyszło na ulice, żeby je zobaczyć - wspomina Stanisław Kowalski, wówczas 14-letni chłopiec. Pękła gąsienica i uderzył w dom - W mieszkaniach znajdujących się w pobliżu trasy przejazdu czołgów wszystko aż się trzęsło. W pewnym momencie w jednym z nich pękła gąsienica i uderzył w dom. Był to polski czołg T-55. Wszyscy z domu uciekli, bo wszystko się ruszało - dodaje pan Stanisław, który mieszkał z rodzicami w domu obok. Siła uderzenia czołgu spowodowała, że konstrukcja domu jego rodziców też została naruszona. - Wszystkie dachówki się przesunęły i o 15 centymetrów chałupę przesunęło - stwierdza. Czołg T-55 był produkowany w latach 1958-1981 w Związku Radzieckim, a także na licencji w Czechosłowacji i Polsce. Był wtedy jedną z najlepszych konstrukcji w swojej klasie. Danusia zginęła na oczach rodziców Z polskiej armii został wycofany w 2002 roku. Załogi czołgów przejeżdżających przez Łabiszyn składały się z polskich pancerniaków, ale prawdopodobnie w kolumnie jechali też żołnierze radzieccy, którzy w tamtym czasie stacjonowali w Polsce na stałe. Kolumna czołgów była bardzo liczna. - Z tego co pamiętam, przejeżdżały kilka godzin aż do nocy - stwierdza Kowalski. Dom, który do dziś znajduje się przy ulicy 11 Stycznia 20, należał wówczas do Kazimierza Deskiewicza, ale na zasadzie wynajmu mieszkała w nim rodzina Budzińskich, Marian i Franciszka (z domu Swendrowska) z czwórką dzieci: Teresą (14 lat), Barbarą (13 lat), Danutą (7 lat) i Markiem (6 lat). - Kiedy czołgi przejeżdżały od strony ulicy Parkowej obok domu, mama z bratem Markiem stała w oknie, a tata z siostrą Danusią obok w drzwiach domu. Czołg nie wyrobił zakrętu i wjechał wprost w mieszkanie. Czołg wciągnął siostrę pod gąsienicę. Zginęła na oczach rodziców. Tata później długo chorował, gdyż miał bok zgnieciony przez blachę czołgu - wspomina tragiczne chwile siostra zmarłej Barbara Gnyszek (z domu Budzińska). W wyniku uderzenia czołgu w dom ucierpiał także syn Marek. - Kiedy mama zobaczyła, że czołg wjeżdża do domu, rzuciła Marka na tapczan. On odbił się od tego tapczanu i uderzył się. To spowodowało u niego niepełnosprawność - dodaje Barbara Gnyszek. Chwilę później wokół domu został utworzony kordon składający się z żołnierzy, który miał za zadanie nie dopuścić gapiów na bliską odległość do miejsca wypadku. Tragedia wstrząsnęła całą okolicą Śmierć córki była dla rodziców ogromnym wstrząsem. - Karetka nie nadążała przyjeżdżać. Rodzicom i nam dawali leki na uspokojenie. Tata wpadł w szał, chciał tych wojskowych pozabijać. Noży trzeba było pilnować, żeby nic nie zrobił - wspomina Barbara Gnyszek. Pogrzeb miał miejsce kilka dni później w kościele św. Mikołaja, a ceremonię odprawił ks. Maksymilian Perski. W ostatniej drodze małej Danusi towarzyszyło kilkuset mieszkańców Łabiszyna. - To była tragedia nie tylko dla rodziny, ale także dla sąsiadów i całego miasta - stwierdza Ryszard Lewandowski, miłośnik historii z Łabiszyna. Dziewczynkę odprowadzały koleżanki i koledzy z pierwszej klasy wraz z wychowawczynią Janiną Szmidt. Danusia uczęszczała razem z nimi do szkoły zaledwie przez miesiąc. Na cmentarz trumnę nieśli młodzi chłopcy, sąsiedzi rodziny. Ówczesna prasa milczała.... - Ciało siostry zostało zrobione i odtworzone jako forma z gipsu, gdyż gąsienice ją całą przygniotły. Lekarze nie chcieli mamy puścić na pogrzeb, żeby nie przeżyła kolejnego stresu. Była bardzo schorowana. Dali jej leki uspokajające i karetka zdążyła przyjechać na cmentarz - wspomina Barbara Gnyszek. Danusia została pochowana w kwaterze dziecięcej na cmentarzu parafialnym przy kościele św. Mikołaja. Wydarzenie to odbiło się szerokim echem w Łabiszynie i okolicy, choć ówczesna prasa nie wspomniała o nim ani słowem. Rozgłos nie przysłużyłby się dobremu imieniu armii, zwłaszcza hołubionym przez władze pancerniakom, stąd zapewne cenzura nie uznała za rzecz wskazaną, aby publikować jakikolwiek tekst na ten temat. Tym bardziej, że zbliżało się Święto Wojska Polskiego, obchodzone wówczas 12 października na cześć bitwy pod Lenino z udziałem 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, w skład której wchodził także 1 pułk czołgów. Czołgi prawdopodobnie zmierzały na manewry Nikt z rozmówców nie był w stanie powiedzieć, jaki był docelowy punkt tak licznej kolumny czołgów. W czasach PRL, zwłaszcza w samym środku zimnej wojny toczonej między ZSRR a USA, przejazdy wojsk nie były czymś nadzwyczajnym. Najprawdopodobniej czołgi zmierzały do Śląskiego Okręgu Wojskowego na jesienne manewry, które odbywały się wówczas na tamtejszych poligonach, o czym informowała prasa. Na początku października manewry wchodziły w końcową fazę, a 4 października wzięły w nich udział właśnie wojska pancerne. Być może część czołgów jechała na obchody 17. rocznicy powstania Niemieckiej Republiki Demokratycznej (państwo to utworzono 7 października 1949 r.), aby wziąć udział w defiladzie wojskowej upamiętniającej to wydarzenie. Pamięć o tragicznym wypadku jest wciąż żywa Z powodu dużych zniszczeń domu rodzina Budzińskich musiała go opuścić, ale zostało jej przydzielone zastępcze mieszkanie przy ulicy Sienkiewicza. Odszkodowanie na potrzeby remontu uszkodzonego domu dostał jego właściciel Kazimierz Deskiewicz. Rodzice zmarłej dziewczynki nie otrzymali żadnego odszkodowania od państwa, choć sprawa toczyła się nawet w sądzie. Pamięć o tym tragicznym wypadku jest w rodzinie żywa i przekazywana młodszemu pokoleniu. Rodzina często odwiedza grób Danusi. - Świecimy lampki, zmieniamy kwiaty. Nagrobek jest już stary, bo to 45 lat minęło, ale na odnowienie nie mamy pieniędzy - stwierdza Barbara Gnyszek. Uszkodzony czołg przez około 3 dni pozostał w Łabiszynie. Zapewne po to, aby można było zbadać okoliczności wypadku.