- Obaj zatrzymani, w wieku 20 i 29 lat, przyznali się i tłumaczyli, że powiadomili o rzekomym utonięciu będąc pod wpływem alkoholu i byli pewni swej bezkarności. Z pewnością odpowiedzą za wywołanie fałszywego alarmu, ale sprawdzamy także, czy nie doszło do narażenia uczestników niepotrzebnej akcji ratowniczej na utratę zdrowia i życia - powiedziała Jolanta Cieślewicz, prokurator rejonowy w Świeciu nad Wisłą. Według obowiązujących od ubiegłego roku nowych przepisów, za wszczęcie fałszywego alarmu służb ratowniczych grozi kara do ośmiu lat więzienia. Wcześniej było to traktowane jako zwykłe wykroczenie, zagrożone grzywną lub aresztem. - W sprawie ewentualnego narażenia ratowników musimy dokładnie zbadać podstawy prawne tego typu zarzutów. Jest to sytuacja bardzo nietypowa i nie możemy postępować pochopnie - zaznaczyła prokurator Cieślewicz. Tego typu kwalifikację prawną zastosowano wobec sprawcy alarmu o rzekomych ładunkach wybuchowych w szpitalach na Dolnym Śląsku. Wówczas jednak, podczas ewakuacji placówek, jedna osoba zmarła. - Myślę, że w tej konkretnej sytuacji bardzo dolegliwą karą byłoby zobowiązanie sprawców alarmu do pokrycia kosztów akcji ratowniczej. Pełne szacunki nie są znane, ale w grę z pewnością wchodzą sumy rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych - zaznaczyła prokurator. W sobotę wieczorem anonimowy mężczyzna zadzwonił do policjantów ze Świecia informując, że jego "kolega poślizgnął się na brzegu i wpadł do Wisły". Rozmówca nie przedstawił się i natychmiast się rozłączył. Rozpoczęto natychmiast przeszukiwanie Wisły w rejonie Nowego, ale równolegle prowadzono poszukiwania autora informacji. Mimo że mężczyzna dzwonił z niezarejestrowanego telefonu na kartę, następnego dnia udało się policji zidentyfikować dwóch podejrzewanych o dokonanie zgłoszenia. Do tego czasu brzegi i nurt zamarzniętej Wisły przeszukiwało przez kilkanaście godzin jedenaście jednostek straży zawodowej i dwie ochotniczej oraz policjanci. Użyto silnych reflektorów, sań lodowych, łodzi płaskodennych i sprowadzonego z Warszawy śmigłowca z kamerą termowizyjną. - Tylko godzina lotu śmigłowca to koszt około 5 tys. zł. Cała akcja kosztowała z pewnością znacznie ponad 100 tys. zł - ocenił Paweł Frątczak, rzecznik Komendy Głównej Straży Pożarnej.