Jak poinformował zastępca prokuratora okręgowego w Rzeszowie Jaromir Rybczak, oskarżeni trafiali ze swoją ofertą udzielenia pożyczki do osób znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej, uniemożliwiającej im zaciągnięcie pożyczek bankowych ze względu na brak zdolności kredytowej. Często też osoby te posiadały liczne i wysokie, sięgające nawet 100 tys. zł, zobowiązania. Figurowały także w Biurze Informacji Kredytowej, wobec czego żaden bank nie zgadzał się na udzielenie im kredytu. - Osoby takie szukały możliwości uzyskania środków przede wszystkim na codzienną egzystencję i na pokrycie ciążących na nich zobowiązań. Nie miały jednak możliwości uregulować w ogóle lub krótkim terminie tych nowych zobowiązań - wyjaśnił Rybczak. Często bowiem pożyczkobiorcami były osoby starsze, chore. Potrzebujący trafiali do któregoś z oskarżonych, nazywanego "dobrym wujkiem", który udzielał im pożyczki. Zabezpieczeniem jej zwrotu było przeniesienie własności nieruchomości - lokalu lub gruntu. Rybczak dodał, że w dwóch przypadkach pokrzywdzone osoby nie wiedziały, że dochodzi do przeniesienia własności nieruchomości. Ponadto, pożyczki te miały formalnie nieustaloną stopę procentową, ale faktycznie pokrzywdzeni każdorazowo mieli zwracać 100 proc. odsetek, czyli jeżeli pożyczka wynosiła 15 tys. zł, to do zwrotu pokrzywdzony miał 30 tys. zł, a zabezpieczeniem takiej pożyczki było przeniesienie własności mieszkania wartego 150 tys. zł. Pokrzywdzeni byli także łudzeni przez oskarżonych możliwością powrotnego przeniesienia własności, gdy zwrócą dług. Mogli nadal mieszkać w swoich mieszkaniach, ale musieli płacić co miesiąc czynsz za wynajem około tysiąca zł. Terminy zwrotu tych pożyczek były bardzo krótkie - od 3 miesięcy do roku. - Z góry wiadomo było, że pokrzywdzeni nie będą mogli spłacić tego zobowiązania - powiedział prokurator. Gdy mijał termin spłaty długu, nieruchomość była sprzedawana, często za cenę dwukrotnie większą niż wcześniej wyceniona w umowie pożyczkowej. Tutaj dochodziło do kolejnych przestępstw, bowiem nabywcy tych nieruchomości musieli wziąć kredyt bankowy, ale nie byli nigdzie zatrudnieni, więc nie mieli zdolności kredytowych. Przedstawiali zatem w bankach podrobione zaświadczenia o zarobkach i zatrudnieniu. W konsekwencji wyłudzali kredyty bankowe. Oskarżonym grożą kary do 10 lat pozbawienia wolności.