Tam podczepiali do auta kabel telefoniczny i odjeżdżając wyrwali go z ziemi. - Jestem załamany - mówił nam w piątek po ostatniej kradzieży wójt Radosław Januszewski, który poprzedniej nocy sam próbował złapać złodziei na gorącym uczynku. Pod posterunkiem policji - ulubione miejsce złodziei Wtorek ubiegłego tygodnia zaczął się dla kęsowskich urzędników przykrą niespodzianką. Rozpoczynając pracę nie mogli ani wykonać telefonu, ani uzyskać dostępu do internetu. Oficjalne informacje jednak już po urzędzie gminy krążyły - w Kęsowie skradziono kabel telefoniczny łączący ze światem nie tylko sam urząd, ale też sporą grupę mieszkańców. Doszło więc na pewno do poważnej kradzieży, jednak na pierwszy rzut oka niewyjątkowej. Telekomunikacja Polska SA od lat przyznaje bowiem, że tego typu przestępstwa, których jest ofiarą to nagminny proceder, skradzione kable można mierzyć w dziesiątkach kilometrów, a straty w dziesiątkach milionów złotych. Ta kradzież jednak odróżnia się zdecydowanie od wielu na terenie Polski, ponieważ nastąpiła pod... posterunkiem policji. "Podczepiają kabel do samochodu, ruszają ze sporym przyśpieszeniem i wyrywają" - Złodzieje, by ukraść kable skorzystali ze studzienki tuż pod kęsowskim posterunkiem policji. Kradzieży podjęli się z poniedziałku na wtorek około godziny 3.30. W momencie odłączenia kabla zadziałał jego monitoring, pracownicy telekomunikacji już wiedzieli, że prawdopodobnie doszło do kradzieży, natychmiast zostaliśmy o tym poinformowani. Na miejscu od razu stwierdziliśmy przestępstwo, dokonaliśmy oględzin. Przepytaliśmy pracownika pobliskiej gorzelni (kabel zginął na odcinku od posterunku do gorzelni - przyp.red.), czy nie słyszał i nie widział tej nocy czegokolwiek, co mogłoby wzbudzać podejrzenia, zaprzeczył - wyjaśnia Kamila Dzierzyk, rzecznik komendy powiatowej policji. Sprawcy musieli więc wcześniej zorientować się, czy tej nocy kęsowscy policjanci będą pełnić dyżur, posterunki nie działają w końcu całodobowo. Czas akcji złodziei nie był więc przypadkowy, a wręcz przeciwnie dobrze zaplanowany. Policję spytaliśmy jeszcze jak mogła wyglądać kradzież przewodu o dużej wadze znajdującego się w końcu pod ziemią. - System najprawdopodobniej jest bardzo prosty. Złodzieje w pewien sposób przy studzience podczepiają kabel do samochodu, następnie ruszają ze sporym przyśpieszeniem i wyrywają kabel. Tym razem udało się im się ukraść 140 metrów przewodu o wartości ok. 7000 zł - tłumaczy Kamila Dzierzyk. Dlaczego w wyjaśnieniu pojawia się sformułowanie "tym razem"? Do podobnej kradzieży w Kęsowie także paraliżującej urząd gminy, a oprócz niego 100 abonentów, doszło na początku września. Wówczas zginęło aż 400 metrów, straty wyniosły około 20.000 zł. We wrześniu urzędnicy i mieszkańcy radzili sobie bez telefonów i internetu jeden dzień, w ubiegłym tygodniu odcięcie od świata trwało 2 dni (poniedziałek i wtorek). "Znowu nam kable ukradli..." By porozmawiać o konsekwencjach tego komunikacyjnego paraliżu chcieliśmy skontaktować się w piątek rano z kęsowskim wójtem. Próbowaliśmy po wcześniejszej naprawie linii tradycyjnie przedzwonić do urzędu w Kęsowie. Próby nie powodziły się, dlaczego? Odpowiedział wójt, który sam mniej więcej w tym samym czasie kontaktował się z nami. - Znowu nam kable ukradli... - taką esencję miała informacja od Januszewskiego, niedowierzającego i zdenerwowanego powtórką sprzed kilku dni, powtórką także w przypadku miejsca kradzieży . 70 metrów to natomiast długość przewodu, który zginął czwarkowo-piątkowej nocy. - Kradzieży dokonano w tym samym miejscu, znów pod posterunkiem policji. Wartość skradzionego wtedy przewodu to ok. 3700 zł - informuje nas rzecznik policji.