Alina Jakubowska mieszka wraz z trójką dzieci i mężem we Wronowych (gm. Strzelno). Do 3 czerwca żyła spokojnie. Tego dnia jej życie - jak sama mówi - legło w gruzach. Był to piątek, około 14.45, gdy na przejściu dla pieszych w Strzelnie została potrącona przez motorowerzystę. Pani Alina opowiada naszemu reporterowi, że tego dnia pojechała do Strzelna, aby odebrać pieniądze na poczcie i zrobić potrzebne do domu zakupy. Po zakończeniu zaplanowanych na ten dzień spraw, ruszyła w kierunku przystanku autobusowego, aby wrócić do domu. Przeszła ulicą św. Ducha i stanęła na pl. Daszyńskiego przy przejściu dla pieszych niedaleko PKO i miejskiego punktu targowego, gdyż zaplanowała jeszcze drobne zakupy w pobliskim Polo-Markecie. Przez pasy nie przechodziła sama, a kierowcy stali samochodami, czekając aż piesi przejdą na drugą stronę. Gdy Alina Jakubowska schodziła już z pasów, wjechał na nią motorowerzysta, który nagle pojawił się od strony ul. Sportowej, włączając się do ruchu. Jak się okazało, manewr ten wykonał zbyt wcześnie. Pani Alina, upadając, doznała urazu kolana. - Miałam już tylko 2 kroki, żeby zejść z pasów, a on wyjechał. Jak powiedzieli mi przechodnie - bo ja nawet tego nie widziałam - od strony straży pożarnej i centralnie we mnie wjechał. Musiał jechać dość szybko, bo jak we mnie uderzył, to ja się przewróciłam i ten motor także. Jeszcze powiedział: "Baba mi na pasy weszła". Ja myślałam, że się przewrócę. Ja jestem człowiekiem i chociażby skruchę okazał. Za mną szła kobieta z małym chyba 6-letnim dzieckiem. Gdybym ja prędzej przeszła, to kto wie, co z tym dzieckiem by było. Miałam w kieszeni butelkę "Kubusia", butelka się rozbiła i na dodatek szkło w nogę się wbiło - opowiada zdenerwowana pani Alina. Z rozmowy wynika, że sprawcą zdarzenia był 24-letni mieszkaniec Ciechrza (gm. Strzelno) Marek P. Na miejsce zdarzenia przyjechała policja i pogotowie, które zabrało poszkodowaną do szpitala. - Zastanawiali się, czy mnie nie zawieść od razu do Inowrocławia. Jak czyścili ranę okazało się, że miałam kawałek asfaltu w kolanie - dodaje pani Alina. Ze szpitala w Strzelnie, po oczyszczeniu i zszyciu rany wypuścili Alinę Jakubowską w ten sam dzień. Okazało się jednak, że już na drugi dzień nasza czytelniczka dostała wysokiej gorączki. Myślała, że to następstwo wypadku. Jednak, gdy na trzeci dzień temperatura jeszcze bardziej wzrosła, pojechała do szpitala. Okazało się, że zszyta wcześniej rana ropieje i zdaniem pani Aliny miała nastąpić martwica kolana. - Jak ordynator z chirurgii to zobaczył dziwił się, że mnie wypuszczono w dzień zdarzenia. Cięli mi to kolano, ból był niemiłosierny. Krzyczałam, że mnie chyba cały szpital słyszał. Jak mi kość wycinali dostałam znieczulenie w kręgosłup. Nogę miałam na szynie. Leżałam w szpitalu półtora tygodnia - opowiada pani Alina. Kobieta uważa, że wypadki się zdarzają i nigdy nie wiadomo, na kogo może nieszczęście trafić. Czuje się jednak podwójnie pokrzywdzona, gdyż z informacji, jakie uzyskała, młody człowiek, który spowodował wypadek, w którym ona ucierpiała, otrzymał tylko karę grzywny, gdyż zdarzenie policja uznała jako kolizję. - Ile dostał kary, nie wiem. Pani z ubezpieczenia musiała wziąć wypis, jednak jaką karę grzywny otrzymał, nie wiem. Wiem, że motorek też był nieźle poturbowany, a od czego? Kołem mnie uderzył w kolano. Miałam całe rozwalone, jak trzymałam je rękami, to mi krew wypływała między palcami. To nie była taka sobie błaha, jak ją potraktowano, sprawa - dodała Alina Jakubowska. Pani Alina twierdzi, że ludzie użalali się nad sprawcą, że ten musi nosić aparat słuchowy. - Więc ja się pytam, skoro jest głuchawy, to kto mu dał motorek. Nikt z rodziny się nie zainteresował mną ani ojciec czy matka, a mogliby się zapytać, jak się czuję - opowiada pani Alina. Rzecznik prasowy KPP Mogilno potwierdził informacje o kolizji, do jakiej doszło 3 czerwca na przejściu dla pieszych, na pl. Daszyńskiego. Motorowerzysta 24-letni Marek P. jechał motorowerem chińskiej produkcji yiying. Jako, że poszkodowana nie została hospitalizowana w dniu zdarzenia na okres dłuższy niż 7 dni, sprawa została od razu rozliczona przez policjantów. Zdarzenie zakwalifikowano jako kolizję i Marek P. otrzymał na miejscu mandat karny. W policyjnych dokumentach jest zapis, że poszkodowana doznała: zbicia lewej nogi, skręcenia stawu skokowego lewej nogi i rozcięcia skóry na lewej nodze. Nie udało nam się dowiedzieć, w jakiej wysokości sprawca kolizji otrzymał mandat. Paweł Lachowicz