Trzy lata od chwili odejścia naszego Rodaka z Watykanu to dla mnie sprawdzian, czy rzeczywiście był i nadal pozostanie Kimś, kto będzie dla mnie autorytetem, a zarazem jakąś mocą wewnętrzną pomagającą w przezwyciężaniu trudów i słabości codziennego dnia. Osobiście jestem przekonany, że dla mnie Jan Paweł II jest Tym, który już dzisiaj wstawia się za Mną i tymi wszystkim, których w moich modlitwach polecam Opatrzności Bożej. Tak, jak On dziękował za wszystko Opatrzności Bożej, a szczególnie wtedy, kiedy na nowo odwiedzał w swoich pielgrzymkach naród polski i nas polecał Opatrzności tak i ja dzisiaj nadal to czuję. I jestem przekonany - słowami kard. Ratzingera z pogrzebu Sługi Bożego Jana Pawła II - że On jest już w Domu naszego Ojca i tam wyprasza potrzebne nam łaski. Smutek faktycznie już minął, ale Jego czas i Jego słowa we mnie nadal trwają i może dopiero teraz im dalej tym bardziej stają się one prorocze i bardziej realistyczne. Wielu poszło za słowami z Placu św. Piotra "Subito Santo" i z radości, że otrzymał nagrodę szczęścia wiecznego godzinę śmierci przyjęli radosnymi oklaskami, które i ja dzisiaj rozumiem, jeśli spojrzę oczyma silnej wiary. Dlatego wiem, że smutek, to tylko chwilowy stan ludzkiego uczucia, który musi być przezwyciężony radością szczęścia wiecznego, czyli entuzjazmem Zmartwychwstania, którego i my dzisiaj jesteśmy świadkami z racji świąt Wielkiej Nocy. Cofnijmy się do roku 1978, do dnia wyboru Polaka na papieża. Co Ksiądz wtedy czuł, jaka była Księdza reakcja na wieść, że następcą św. Piotra został nasz rodak? W jakich okolicznościach zastała Księdza ta informacja? Byłem wtedy alumnem Seminarium Duchownego w Pelplinie. Jak każdego wieczoru zasiedliśmy do wspólnej kolacji. Po kilkunastu minutach wspólnej wieczerzy wpadł, jak burza nasz Ojciec Duchowny i oznajmił entuzjastycznie "...Wojtyła - nasz biskup - został Papieżem - oznajmiło radio Watykańskie (...) chodźmy do kaplicy dziękować Bogu za ten dar?" no i oczywiście ze ślepą wiarą ruszyliśmy na modlitwy do seminaryjnej kaplicy. I tak to się zaczęło. A później oczywiście potwierdzające wiadomości w radio, telewizji i prasie. Czułem się wtedy jak w nowonarodzonym jakoby "państwie kościelnym", a nie w centrum kolebki obozu komunistycznego. Jaka wtedy panowała radość wśród Polaków, jakoby już wtedy była jedna rodzina - chciałoby się rzec "kościół domowy". Do odzyskania narodowej autonomii trzeba było jednak poczekać jeszcze kilka lat. Ale przyznam, że w sercu zrodziła się wtedy we mnie i myślę , że w sercu niejednego Polaka, idea wolnej Polski i że Papież - Polak jeszcze pokaże światu, że wolność, miłość i sprawiedliwość zwyciężą. I to właśnie czułem w sercu, że nareszcie przyjdą inne czasy. No i przyszły, ale czy się skończyły ze śmiercią Papieża - Polaka ? Trudno mi no to pytanie szczerze odpowiedzieć. Bo jak jest ta nasza Polska już sam nie wiem, kiedy to i owo w niej się dzieje. Ile razy w życiu miał Ksiądz okazję spotkania się z Janem Pawłem II? Jako jeszcze nie Papieżem, to spontanicznie na KUL - u, kiedy jako student mogłem brać udział na Jego wykładach oraz w uroczystości koronacji Maki Bożej Piaseckiej, jako Królowej Pomorza w Piasecznie ( k/ Nowego nad Wisłą ), kiedy przybył dokonać koronacji Karol Wojtyła, jako kardynał krakowski.