Szymborze to rodzinna miejscowość młodopolskiego poety Jana Kasprowicza; należał on do Klubu Kawalerów, który organizuje po dziś "przywołówki". W Niedzielę Wielkanocną o zmierzchu orszak z muzyką przechodzi nad staw, gdzie ustawiona jest ambona, z której wygłaszane są mowy pod adresem panien na wydaniu. Kawalerowie w rymowankach opisują zalety i słabostki miejscowych dziewcząt, często czyniąc to w rubasznej formie. Na pochlebny wierszyk mogą liczyć panny, które wcześniej zostały "wykupione" przez swych narzeczonych. Nielubiane zaś dziewczyny są wyśmiewane. Kawalerowie zapowiadają też, do których panien przyjadą po dyngusie. "Pod numerem pierwszym u pana Zenka jest piękna panienka, na imię jej Kasieńka. Trzeba na nią wylać flakonik pachnącej wody. Niech śpi spokojnie, niech się nie boi, bo za nią Marek stoi, ten ją wykupi" - głosi jedna z łagodnych "przywołówek". Były jednak również wygłaszane bardzo kąśliwe opnie. Już wielki badacz folkloru Oskar Kolberg opisywał, że Kujawiak ma "dowcip gryzący i trafny". Teksty "przywołówek" zawsze układali zatwardziali kawalerowie skupieni w Klubie. Przed świętami, zazwyczaj w swojej siedzibie, zwanej sztubą, przyjmowali chłopaków, gotowych za gorzałkę wykupić swoje wybranki. Od szczodrości ofiarodawców zależało, czy dziewczyny były później chwalone, czy ganione. Najsurowiej traktowano panny, za którymi nikt się nie wstawił. Szymborskie dziewczyny jednak łatwiej znosiły nawet najbardziej uszczypliwe wierszyki na swój temat, niż pominięcie ich w "przywołówkach". "Przywołówki", jak każe tradycja, kończą się w drugi dzień świąt dyngusem. Najsłynniejszym członkiem Klubu Kawalerów był poeta Jan Kasprowicz (1860-1926), który w czasach gimnazjalnych pisywał wierszyki na "przywołówki". Kontaktów ze starymi kawalerami nie zrywał nawet w czasach, gdy był po raz trzeci żonaty. Klub Kawalerów powstał około 1833 r., a więc w okresie zaboru pruskiego i odegrał dużą rolę w walce z narastającą falą germanizacji. Szymborze było bardzo zaangażowane w manifestowanie polskiej przynależności. Przez cały XIX w. we wsi nie zawarto żadnego mieszanego małżeństwa polsko-niemieckiego.