Blok przy ul. Mogileńskiej 1 w Barcinie jest blokiem flagowym miejscowej Spółdzielni Mieszkaniowej Kujawy. Nie dlatego jednak, że najpiękniejszym i najlepszym pod względem technicznym na całym osiedlu. Jest to po prostu blok flagowy, gdyż mieści się w nim siedziba administracji spółdzielni. Administracja spółdzielni zajmuje tylko część parteru, a w pozostałej części budynku i na pozostałych kondygnacjach mieszczą się lokale pod działalność gospodarczą i przede wszystkim mieszkania. Blok ten był wybudowany przed niemal pół wiekiem jako hotel robotniczy i przez lata pełnił tę właśnie funkcję. Na czwartym pietrze bloku, bliżej północnego szczytu (od strony ul. LWP) jest mieszkanie należące do gminy, które sąsiaduje z dawną siedzibą Telewizji Lokalnej Barcin. Wcześniej zresztą w mieszkaniu tym był najemcą jeden z pracowników tej telewizji. Administratorem jest, podobnie jak w całym bloku, spółdzielnia Kujawy. Tak się składa, że dokładnie dzisiaj, 7 lipca, mija 6 lat, kiedy to Zofia i Zbigniew Robaczewscy zawarli umowę najmu tego mieszkania z ówczesną burmistrz Barcina Ewą Stankiewicz i przeprowadzili się do niego razem z synem Rafałem. Bezpośrednio przed nimi w mieszkaniu najemcą była przez kilka miesięcy ich córka z rodziną, a jeszcze wcześniej wspomniany pracownik lokalnej telewizji. Zofia i Zbigniew Robaczewscy postanowili zamienić się na mieszkania z córką. Ona bowiem ze swoją rodziną bardziej potrzebowała większej przestrzeni życiowej. Jednak wtedy w mieszkaniu nie było problemów z przeciekającym sufitem. Przez 2 lata państwo Robaczewscy, podobnie jak poprzedni lokatorzy, nie mieli problemów z sufitem. Zaczęło się od remontu dachu Latem 2007 r. spółdzielnia mieszkaniowa zleciła wymianę pokrycia dachowego tego bloku Zakładowi Wielobranżowemu Stanisława Ratajczaka w Barcinie. W trakcie wykonywania zleconych prac zaczął padać deszcz. - Moim zdaniem ta firma zdjęła starą papę i jeszcze nie zdążyła położyć nowej, a w tym czasie spadł deszcz. Dach zaś nie był zabezpieczony. W rezultacie nastąpiło pierwsze zalanie 23 sierpnia 2007 r., co zostało od razu zaznaczone w sporządzonym przeze mnie zgłoszeniu tej usterki do spółdzielni dzień później. Na wizji lokalnej był wtedy pan Artur Błaszczyk ze spółdzielni i właściciel firmy wykonującej remont dachu. Stwierdzili, że faktycznie doszło do zalania. Wytłumaczenie było takie, że dach jest w trakcie remontu. Z panem, którego firma wykonywała remont dachu, doszliśmy do porozumienia. Dogadaliśmy się po prostu i on przekazał mi 500 zł jako pokrycie kosztów remontu - opowiada Zbigniew Robaczewski. Do rozmowy włącza się jego żona, Zofia: - Zalewanie mieszkania zaczęło się powtarzać przy okazji każdego większego deszczu, a przede wszystkim, gdy opady były ciągłe przez wiele godzin. Tak, jak choćby teraz, gdy pada od piątku do tej chwili (rozmawialiśmy w sobotę w południe - przypis kg). Na początku zalewało łazienkę, przedpokój i większy pokój. Oczywiście za każdym razem mąż, a rzadziej ja, biegaliśmy na dół do spółdzielni zgłaszać to przeciekanie sufitu. Ile takich sygnałów dawaliśmy, to już nawet nie liczę. Było ich przez te wszystkie lata chyba z kilkadziesiąt. Pani w pokoju naprzeciw wejścia do siedziby spółdzielni ma ewidencję interwencji mieszkańców. Teraz, gdy widzi któreś z nas, gdy wchodzimy do spółdzielni, to już nie musi pytać, w jakiej przyszłam ja, czy Zbyszek sprawie, bo już wiadomo. Przychodzimy zawsze w tej samej. Żeby raz na zawsze zlikwidowali przyczynę tego kapania. Żeby ten dach wreszcie solidnie połatali i żebyśmy nie musieli ciągle wydawać pieniędzy na remont. Robiliśmy tu już łazienkę oraz kładliśmy podłogę, bo przecież ona gnije, gdy ta woda tak kapie, wdziera się wcześniej pod taki chodnik, a teraz nawet pewnie pod panele. Oczywiście wiele też razy musieliśmy tutaj malować i uzupełniać sufit. Wygląda to tak, że woda między dachem a sufitem najpierw się gromadzi, później kroplami spada z tej bańki pod sufitem na podłogę. Oczywiście ja podkładam, jeśli oczywiście jestem w domu, gdy akurat zaczyna przeciekać miskę do tej wody, bo inaczej leci bezpośrednio na podłogę. Na końcu, jak ten bąbel na suficie już się opróżni, to farba i tynk odpadają z niego płatami. Dlatego te kolejne malowania muszą być też poprzedzone wypełnieniem ubytków w suficie. Ubezpieczyciel - pokrycie dachowe jest w dobrym stanie Po pierwszym zalaniu w 2007 r. udało się firmie Stanisława Ratajczaka wyeliminować dalsze przeciekanie w łazience i większej części przedpokoju. Jednak w większym z dwóch pokoi nadal przeciekało przy okazji ulewnych deszczów. - Kiedy to zgłaszaliśmy, to co jakiś czas przychodziły komisje i szukały przyczyn tego przeciekania. Wymieniali różne przyczyny, że to przez gołębie, że przez kable "Multimediów", czyli operatora telewizji kablowej i różne inne kable, które są na dachu i powodują, że woda dostaje się pod spód. Albo też, że dach ma spadek jednostronny, a akurat nad naszym mieszkaniem kończy się ten spadek. Ale nas to już naprawdę nie obchodzi, co jest przyczyną. Chcemy, żeby ona została wyeliminowana raz na zawsze. Uważamy, że można to zrobić, bo jednak teraz wiosną ze spółdzielni byli na dachu i coś zrobili, że teraz już w narożniku naszego sufitu w pokoju jakimś sposobem przestało przeciekać. Przecieka jednak w ostatnim miejscu, kawałek dalej w pokoju, z drugiej strony drzwi między przedpokojem i pokojem. Czyli jak widać, można coś chyba zrobić - mówi Zofia Robaczewska. Jej zdaniem, nawet jeśli naprawienie tej usterki należy do innych firm, a nie samej spółdzielni, czyli np.do wykonawcy wcześniejszego remontu, czy też do właścicieli kabli pozostawionych na dachu po różnych telewizjach, dostawcach Internetu, czy jeszcze innych, to i tak zadaniem spółdzielni jest wyegzekwowanie tej naprawy od tychże firm. - Tymczasem w wyniku jednego z zalań w zeszłym roku 14 września 2010 r. zdołaliśmy jeszcze wywalczyć 468,27 zł za zniszczenia powstałe wskutek przeciekania od ubezpieczyciela budynku spółdzielni, czyli od "Hestii". 10 grudnia jednak znów mieliśmy przeciekanie i kolejne zniszczenia. Tym razem ubezpieczyciel odmówił odszkodowania - opowiada Zofia Robaczewska. Ubezpieczyciel odmowę argumentował tym, że z protokołu przeglądu technicznego obiektu z 20 września 2010 r. wynika, że pokrycie dachowe jest w stanie dobrym i nie ma konieczności dokonywania jakichkolwiek napraw. W tym protokole, co zaznaczał ubezpieczyciel, nie było żadnych informacji na temat konieczności remontu dachu, a zatem wniosek jest taki, że ze strony ubezpieczonego, czyli spółdzielni dokonano wszelkich starań i należytej staranności w celu utrzymania właściwego stanu budynku.