- Stajemy przy was, aby dzielić z wami wasz ból - mówił do rodziny zmarłego. Uroczystości pogrzebowe rozpoczęło wystawienie trumny i msza św. w świątyni, która była macierzystą parafią Fedorowicza, w czasach kiedy mieszkał on w Bydgoszczy. Kościół pw. Świętych Polskich Braci Męczenników jest sanktuarium męczeństwa XX wieku: tuż obok ustawiono m.in. Krzyż Katyński i stąd wyruszył w swą ostatnią podróż ks. Jerzy Popiełuszko. - Na temat tragedii, która wydarzyła się przed dziesięcioma dniami, powiedziano już właściwie wszystko. Nie zagadujmy zatem tej tragedii, aby jej przez to nie pomniejszyć - podkreślił w swej homilii bp Tyrawa. Obszerną świątynię wypełnili nabliżsi zmarłego: rodzina, przyjaciele, sąsiedzi i parafianie, a także przedstawiciele lokalnych władz, wojewoda i parlamenatrzyści. Wiele osób podkreślało, że nawet nie miało okazji spotkać Fedorowicza, ale boleśnie przeżyli tragedię w Smoleńsku i przyszli to okazać. - Stajemy przy was i szczerze mówiąc, nie wiemy za bardzo co wam powiedzieć. Śmiem twierdzić, że nawet nie potrzebujecie, aby wam coś przy tej okazji mówić. Stajemy przy was, aby dzielić z wami wasz ból, dzielić z wami te łzy, które cisną się do oczu, dzielić z wami to dramatyczne pytanie, które wyrywa się z waszych serc, waszych dusz: dlaczego? - zwrócił się bp Tyrawa do rodziny Aleksandra Fedorowicza. - Przy tej okazji, nasz naród, nasze społeczeństwo, przeżywa raz jeszcze swoiste rekolekcje i sądzę, że to bardzo dobrze, jeśli tak tę tragedię odbieramy. (...) Ale sądzę, że przy tej okazji trzeba wyrazić pewien żal, że skorzy jesteśmy przeżywać te rekolekcje jedynie wówczas, gdy wydarza się ta czy inna tragedia - dodał zwierzchnik diecezji bydgoskiej. Aleksander Fedorowicz miał 39 lat, od kilku lat był tłumaczem prezydenta Lecha Kaczyńskiego z jezyka rosyjskiego i hebrajskiego. Wcześniej pracował jako polski wicekonsul w Uzbekistanie i prowadził kancelarię tłumaczy przysięgłych w Warszawie. Zginął 10 kwietnia w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, którym polska delegacja z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele udawała się na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Nikt z 96 osób obecnych na pokładzie nie przeżył.