Działacz opozycyjny z lat 80. Wacław Kuropatwa jest znany z tego, że bywa na większości spraw sądowych, w których jako oskarżeni występują byli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Relacje z rozpraw zamieszcza na swojej stronie internetowej. Skazany w tego rodzaju procesie za prześladowanie opozycjonistów na osiem miesięcy wiezienia w zawieszeniu Bronisław S. oskarżył Kuropatwę o zniesławienie. Były funkcjonariusz SB poczuł się urażony, że jego nazwisko i zdjęcie, w połączeniu z informacją o wyroku, znalazły się na stronie internetowej dawnego opozycjonisty. - Spotykaliśmy się dzisiaj po to, aby podjąć próbę pojednania się stron w tej sprawie. Niestety nie stawił się oskarżyciel prywatny, pan Bronisław S. a jego nieusprawiedliwiona nieobecność jest podstawą do umorzenia tej sprawy - orzekła w poniedziałek sędzia Justyna Piś-Barganowska. Pozwany dawny opozycjonista jest przekonany, że sprawę i tak by wygrał. - Dla mnie osobiście była to próba ograniczenia wolności słowa, bo występowałem tu w roli dziennikarza. Ja zresztą o to właśnie walczyłem, żeby każdy mógł pójść do sądu ze swoją sprawą, niezależnie od tego czy ma rację, czy nie, a tu mój przeciwnik racji nie ma, bo ja opisałem jedynie to, co działo się na sali sądowej - ocenił Wacław Kuropatwa. Pozywającego go dawnego funkcjonariusza poznał dopiero podczas procesów byłych esbeków, które Bronisław S. także często obserwował. Zapamiętał szczególnie moment, gdy podczas jednej z rozpraw Bronisław S. zarzucił dawnym opozycjonistom, iż ci mają "krew na rękach", bo jeden z byłych toruńskich esbeków popełnił samobójstwo, gdy dostał wezwanie na przesłuchanie przez prokuratora IPN. Podjęta w poniedziałek przez sąd decyzja o umorzeniu sprawy przeciw Wacławowi Kuropatwie jest nieprawomocna i Bronisław S. może się od niej jeszcze odwołać.