Agnieszka Augustyn mieszka w Barcinie. Wraz z mężem postanowili od września zapisać swojego 3 letniego syna do przedszkola. Wybrali przedszkole U Boba w Żninie (mieści się ono w dawnej świetlicy Spomaszu przy Szpitalnej), ponieważ zaciekawiła ich oferta. - Chcieliśmy wozić syna z Barcina, bo na ich stronie wyczytałam tyle dobrego... a stało się jak się stało - mówi pani Agnieszka. Poniedziałek był pierwszym dniem roku szkolnego i - dla wielu dzieci - pierwszym dniem w przedszkolu. Także dla synka Agnieszki Augustyn. Rodzice przywieźli chłopca do przedszkola o 8:30. - Na początku chcieliśmy zostawiać go na 3 godziny, żeby się przyzwyczaił do nowego miejsca - tłumaczy mieszkanka Barcina. Po trzech godzinach mama przyjechała odebrać syna. Dowiedziała się od dyrektor Doroty Kurowskiej, że grupa Żabek jest na placu zabaw. Zapytała, jak się jej syn zachowywał. Dowiedziała się, że jeden chłopiec trochę płakał. Na placu zabaw zapytała panią, spełniającą funkcję pomocy opiekunki o zachowanie syna i też dowiedziała się, że synek płakał, ale sytuacja została opanowana. Następnego dnia rodzice również przywieźli dziecko do przedszkola. Stali chwilę na korytarzu, syn się cofnął, bo nie chciał zostać, a kobieta, która stała obok rozpoznała chłopca i powiedziała, że to jest dziecko, które wczoraj przyprowadziła do budynku, bo wyszło na zewnątrz. Okazało się więc, że jej syn wyszedł z przedszkola, płakał i obca kobieta, która akurat w tym momencie wchodziła do przedszkola z innym dzieckiem, chwyciła go za rękę i wprowadziła do środka. Zdaniem pani Agnieszki przedszkole powinno przypominać fortecę, i nie mieści się jej w głowie, że dziecko mogło swobodnie wyjść. - Jak się o tym dowiedziałam, poszłam do pani "pomoc" z prośbą o wyjaśnienia. Odpowiedziała mi, że na jej oczach - nic się nie działo. Wychowawczyni mnie przeprosiła i powiedziała, że dziecko daleko nie zaszło, że jedyne co może zrobić, to przeprosić - twierdzi Agnieszka Augustyn. Mieszkanka Barcina mówi stanowczo, że do takiej sytuacji nie powinno w ogóle dojść. Ze względu na narażenie jej syna na niebezpieczeństwo, wypisała go z przedszkola U Boba. - Dowiedzieliśmy się, że zatrudniane są opiekunki, które nie mają dzieci, czyli nie wiedzą jaki to dla nas skarb - wyjaśnia. Chce też, aby inni rodzice dowiedzieli się o całym zajściu, i o tym, że w tym przedszkolu nie jest bezpiecznie. Ponadto powiadomiła kuratorium oświaty, które już domaga się od placówki wyjaśnień. Dyrektor Dorota Kurowska tłumaczy, że około 800 było zamieszanie w przedszkolu. Rodzice przyprowadzali dzieci, patrzyli jak płaczą, dzieci nie chciały się z nimi rozstać. Rodzice byli zdenerwowani, a dzieci poruszone. Opiekunka wzięła grupę najmłodszych przedszkolaków (2,5 - 3 lata) do sali i zaprowadziła do łazienki. Potem część dzieci wyszła z jedną z pań na salę i w tym czasie syn pani Agnieszki odłączył się od grupy. - Inni rodzice byli jeszcze w korytarzu. Może chłopiec myślał, że jego rodzice tam są też i wyszedł - tłumaczy pani dyrektor. Z wyjaśnień pani dyrektor wynika, że chłopiec zdążył dotrzeć do furtki i tam przypadkowi rodzice wzięli go za rękę, i wprowadzili do wewnątrz. Dodała, że chłopiec cały dzień próbował uciekać z sali: - Inni rodzice przyprowadzali dzieci już w sierpniu, aby się zaaklimatyzowały. Ci rodzice twierdzili, że nie wiedzieli. Dorota Kurowska powiedziała, że opiekunka otrzymała upomnienie. - Nie mogę zwolnić tej osoby za jeden błąd. gdzieś ci młodzi ludzie muszą się uczyć, nabywać doświadczenia, ja sama się kiedyś uczyłam - mówi. Po incydencie w drzwiach zostały zamontowane dodatkowe urządzenia, co nie znaczy, że wejście nie było zabezpieczone. Wcześniej był domofon, który utrudniał wejście; teraz, żeby wyjść, trzeba nacisnąć przycisk. Ponadto ustalono, że rodzice nie będą mogli wchodzić do sal i zbyt długo zostawać w korytarzu. Pismo z wyjaśnieniami jest już sporządzone i zostanie wysłane do kuratorium. Agnieszka Augustyn szuka miejsca dla swojego syna w przedszkolu w Barcinie. Jest bardzo wdzięczna kobiecie, która zajęła się jej płaczącym synem i wprowadziła go z powrotem do przedszkola. Remigiusz Konieczka