Do tragedii doszło w nocy z czwartku na piątek. Kobieta, która była w 35. tygodniu bliźniaczej ciąży, źle się poczuła. Gdy zgłosiła się do szpitala, lekarz prowadzący ciążę stwierdził, że należy rozważyć cesarskie cięcie, ale wcześniej potrzebne jest wykonanie badania USG. W pracy nie było jednak osoby, która mogłaby to badanie wykonać. Zaplanowano, że zostanie przeprowadzone w piątek. Lekarze zapewniali, że wszystko będzie dobrze. Co dwie godziny badali ruchy płodów. Jeszcze o północy wszystko było w porządku. Mimo to kolejne badanie wykazało, że dzieci zmarły. Kobiety nie zabrano od razu na cesarskie cięcie, by usunąć płody, tylko czekano 7 godzin, aż lekarz-specjalista przyjdzie do pracy i wykona USG. Jak mówił na antenie TVN24 ojciec dzieci, ciąża od początku przebiegała z komplikacjami. Najpierw wystąpiła cukrzyca, potem nadciśnienie. Szpital na razie nie komentuje całej sprawy.