Samochody policyjne obstawiły kilka dni temu rano jeden z budynków na terenie Tucholi. Na miejscu z oczywistych względów nie udało się uzyskać informacji od policjantów na temat rozgrywających się w tam wydarzeń. - Prowadziliśmy rutynowe czynności polegające na przeszukaniu domu. W ich trakcie doszło do napaści na policjanta - powiedział nam nazajutrz Dariusz Knoff, naczelnik sekcji kryminalnej Komendy Powiatowej Policji w Tucholi. Jeszcze tego samego dnia więcej informacji udzielała prokuratura.- Było podejrzenie posiadania przedmiotów zabronionych. W związku z tym zleciliśmy przeszukanie. W toku czynności prowadzonych przez policjantów to podejrzenie się nie potwierdziło. Doszło jednak do szarpaniny. W jej trakcie podejrzany uderzył policjanta. Funkcjonariusz był zmuszony do skorzystania z pomocy lekarskiej. Trwa postępowanie, które jest rozwojowe. Podejrzany dostał zarzut naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego na służbie. Przyznał się do winy. Złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Przyznanie się podejrzanego do winy nie zwalnia nas od zbadania wszelkich okoliczności zajścia. Będziemy przesłuchiwać świadków oskarżenia i obrony - relacjonuje Krzysztof Ziehlke, tucholski prokurator rejonowy. Wersja M.K. Już w poniedziałek zaskoczył nas telefon od właściciela budynku, w którym pojawiła się wtedy policja. Postanowił on opowiedzieć nam swoją wersję wydarzeń. Rozmówca zgodził się na podanie inicjałów oraz informacji, że był już niejednokrotnie notowany przez policję. - Udostępniam pokoje studentom. Często jest ich tutaj czterdziestu. W środę koło godziny 7.00 policja wpadła tutaj do studentów na rewizję. Wychodzi na to, że szukali środków odurzających. Gdy weszli na piętro, gdzie mieszkają studenci, ja byłem akurat w innym pomieszczeniu. Dano mi znać, że pojawiła się policja. Najpierw na dole spytałem jednego z nich, co się dzieje, dlaczego tutaj interweniują. Jako że nie dostałem odpowiedzi, poszedłem na górę, gdzie było 14 studentów i policjant. Jeden ze studentów tylko zdążył mi powiedzieć, ze policja ich tutaj trzyma, a oni nie mogą przez to iść do szkoły. Spytałem więc na piętrze policjanta: "Panie władzo, o co tu chodzi, co wy tu robicie?" - opowiada nam M.K. - Co mi odpowiedział? "Ty K. sp..." [rozmówca, cytując, podaje swoje nazwisko - przyp. red.] i uderzył mnie pięścią w twarz. Nie pamiętam dokładnie serii ciosów, bo w takim szoku trudno jest to zapamiętać. Wiem jednak, że taka seria była, potem jeszcze na pewno walnął mnie na koniec kolanem, a ja się przewróciłem i uderzyłem przy okazji głową o ścianę - opowiada swoją wersję K. - Ja absolutnie nie zaatakowałem policjanta! W żaden sposób go nie prowokowałem. Przecież ci studenci mieszkają u mnie i muszę jakoś o nich zadbać, wyjaśnić, dlaczego policja nie chce ich wypuścić do szkoły. Po prostu spytałem policjanta normalnie, jak człowiek. On myślał, że mu oddam i wtedy będzie na mnie miał haka? A ja nic, stanąłem prosto, ręce w dół i mówię mu: "Jak chcesz mnie bić, to proszę bardzo". No i ten mnie pobił. Ja tego przecież nie wymyśliłem, mam 14 świadków, studentów, którzy stali obok i wszystko dokładnie widzieli. Pamiętają to dokładniej niż ja, bo byłem po prostu w szoku - mówi dalej K.