Tuż przed zniknięciem z radarów pilot zgłaszał problemy. Maszyna - wraz z kilkoma innymi - wykonywała na trasie Toruń-Inowrocław loty szkoleniowe przed misją w Afganistanie. Jak podał ppłk Sławomir Lewandowski, rzecznik Dowództwa Wojsk Lądowych, do których należała maszyna, śmigłowiec spadł z wysokości ok. 200 m w okolicach wsi Szadłowice. Po upadku nie zapalił się. Lekarze zdecydowali o przeniesieniu żołnierzy, którzy ucierpieli w piątkowym wypadku śmigłowca Mi-24 ze szpitala w Toruniu do szpitala NATO w Bydgoszczy. Wojskowi cały czas byli przytomni. Przeprowadzono specjalistyczne badania, które wykluczyły poważniejsze obrażenia wewnętrzne. Wojsko wstrzymywało się przez jakiś czas z podaniem informacji o zgonie drugiego pilota, by wcześniej powiadomić jego rodzinę. Maszyny poszukiwało wojsko oraz sześć zastępów strażaków z Inowrocławia i dwa z Torunia - powiedział oficer dyżurny kujawsko-pomorskiej straży pożarnej. Trwa ustalanie przyczyn i okoliczności wypadku. Mi-24 to ciężki śmigłowiec bojowy zaprojektowany do wsparcia pola walki i transportu do ośmiu żołnierzy. Nazywany jest "latającym czołgiem".