- Dwa razy przesłuchiwali ją przez wiele godzin, bez jedzenia, zadając wielokrotnie te same pytania i zmuszając do przyznania się do czynów, których Anna Z. nie popełniła. Doprowadzili w ten sposób pokrzywdzoną do skrajnego wyczerpania psychicznego i płaczu - wyliczała w piątek prokurator Małgorzata Wójcik. Byli funkcjonariusze mieli także grozić kobiecie pozbawieniem wolności, internowaniem i innymi konsekwencjami. Chcieli w ten sposób zmusić Annę Z. do ujawnienia zamiarów działaczy opozycji solidarnościowej. Anna Z. w rezultacie działań SB stanęła w 1982 roku przed sądem. Za działalność opozycyjną skazano ją wówczas na półtora roku więzienia w zawieszeniu i 10 tys. zł grzywny. Oskarżeni: Zbigniew P., Grzegorz K., Henryk S. i Krzysztof G. nie przyznają się do winy. Obrońca Henryka S. wniósł w piątek o utajnienie procesu ze względu na dobro swego klienta - obecnie wykładowcy toruńskiego uniwersytetu, ale sąd się na to nie zgodził. Podczas procesu na widowni przebywało dwóch byłych działaczy opozycyjnych z Torunia. Adwokat Henryka S., w trakcie piątkowej rozprawy, niespodziewanie powołał ich na świadków. - To jest próba usunięcia nas z sali, jeśli chodzi o mnie, to ma to na celu uniemożliwienie mi relacjonowania tej sprawy. Ja od razu powiedziałem sądowi, że nic o sprawie nie wiem, bo cała moje wiedza opiera się tylko na tym, co przeczytałem w jednej z książek - ocenił Wacław Kuropatwa, jeden z byłych opozycjonistów. Kuropatwa, w latach 80. drukarz podziemnych wydawnictw, jest znany w Toruniu z tego, że bywa na procesach byłych esbeków i relacjonuje je na swojej stronie internetowej. Z tego powodu był już pozywany przed sąd przez jednego z byłych funkcjonariuszy za używanie określenia "SB-mann". Dla odpowiadających w piątek przed sądem Grzegorza K. i Krzysztofa P. to już kolejna sprawa, w której są oskarżeni o zbrodnie komunistyczne. Wszystkim byłym funkcjonariuszom występującym w tym procesie grozi kara do pięciu lat więzienia.