"Akt oskarżenia został skierowany do Sądu Rejonowego w Toruniu. Za znęcanie się nad psem ze szczególnym okrucieństwem mężczyźnie grozi kara pozbawienia wolności do lat trzech. W toku postępowania ustaliliśmy, że Bartosz D. w styczniu spowodował obrażenia u psa polegające na spowodowaniu urazu okolic żuchwy, kręgosłupa piersiowego oraz miednicy. Wykluczyliśmy, żeby mogło do tego dojść na skutek np. wypadku komunikacyjnego, jak również upadku przez oskarżonego na zwierzę. Tę drugą okoliczność, jako przyczynę urazów psa, podaje Bartosz D." - powiedział PAP w piątek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu Andrzej Kukawski. Opinia specjalistów Prokurator dodał, że śledczy posiadają opinię Collegium Medicum Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, która została wydana wspólnie ze specjalistami z zakresu weterynarii. "Ona dała nam asumpt do stwierdzenia tego, że te obrażenia powstały na skutek działania czynnego, tzn. zostały spowodowane w wyniku uderzenia narzędziem tępym o niewielkiej powierzchni - pięścią, stopą lub kolanem" - dodał Kukawski. Bartosz D. nadal nie przyznaje się do winy. Sąd Rejonowy w Toruniu nie zgodził się 16 maja na przedłużenie tymczasowego aresztowania oskarżonego. Odwołanie w tej sprawie prokuratury również nie przyniosło zmiany decyzji. Podejrzany: "Jestem niewinny" 30-letni Bartosz D. z Chełmży usłyszał w marcu zarzut znęcania się nad psem ze szczególnym okrucieństwem. Czteromiesięczne zwierzę miało m.in. powybijane zęby, złamaną szczękę oraz dotkliwy uraz kręgosłupa, który doprowadził do paraliżu tylnych łap, a także złamanie kości udowej. P.o. prokurator rejonowy Toruń-Wschód Marcin Licznerski mówił w marcu dziennikarzom po przesłuchaniu podejrzanego, że Bartosz D. nie przyznał się do zarzucanego czynu. "Mężczyzna wskazał, że do zdarzenia doszło na skutek jego upadku, czego konsekwencją było spowodowanie obrażeń psa" - mówił Licznerski. D. był poszukiwany listem gończym i po zatrzymaniu przez policjantów wyjaśnił w prokuraturze, że ukrywał się po zdarzeniu za granicą i niedawno wrócił do Polski. "Dowody wskazują na to, że mężczyzna spowodował obrażenia ciała psa i nie mogły one powstać w taki sposób, jak on tłumaczy. W czasie tego zdarzenia podejrzany był sam z psem w mieszkaniu. Jego wyjaśnienia wskazują, że ukrywał się przed organami ścigania, bo zobaczył relację ludzi w mediach społecznościowych i obawiał się o swoje bezpieczeństwo" - mówił w marcu Licznerski. Podejrzany jeszcze przed wejściem na przesłuchanie powiedział dziennikarzom: "Jestem niewinny. Udowodnię wam to. Pozdrawiam rodzinę". Już po przesłuchaniu krzyczał w stronę dziennikarzy, żeby zajęli się innymi, ważniejszymi sprawami. Ponownie powiedział, że jest niewinny. O sprawie zaalarmowała żona Prokurator Licznerski informował wcześniej PAP, że następnego dnia po pobiciu zwierzęcia policję o sprawie zaalarmowała żona podejrzanego. "Ona wraz z dziećmi 27 stycznia była u krewnych. Z pieskiem w domu został jej mąż. Gdy domownicy wrócili do domu, pies był już dotkliwie pobity. Mężczyzna spakował swoje rzeczy i od tamtej pory nikt z bliskich go nie widział. Kolejnego dnia rozpoczęła się batalia policji o ustalenie jego miejsca pobytu. Sprawdzono wszystkie wskazywane lokalizacje, ale różne sygnały w tej sprawie się nie potwierdziły" - mówił prokurator, dodając, że prokuratura skierowała wówczas do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie mężczyzny i poszukiwanie listem gończym. Pies Fijo przeszedł operację w Czechach, a teraz jest rehabilitowany w Portugalii, gdzie znajduje się specjalistyczna placówka leczenia takich urazów. Ma wrócić do Polski w lipcu.