W ubiegłym tygodniu wschodnią i północną część Wielkopolski, w tym Pałuki oraz Kujawy nawiedziła fala nocnych mrozów. Temperatura powietrza spadała do minus 5, nawet minus 6 stopni Celsjusza. W okolicach Torunia zanotowano najniższą w kraju temperaturę w tych dniach, czyli minus 7 stopni Celsjusza nad ranem. Mróz spowodował straty w uprawach. Trudną sytuację pogłębiło to, że od kilku tygodni na Pałukach panuje susza i rośliny były zbyt słabe, by oprzeć się spadkom temperatur. Mirosław Spochacz, kierownik powiatowego zespołu doradców rolnych w Żninie, Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Minikowie podkreśla, że jakkolwiek rolnicy są przygotowani co roku na przymrozki, to mrozy, takie jak zimą, to w maju nowość. Rośliny sobie z tym nie poradziły. Według Mirosława Spochacza, mieliśmy do czynienia z anomaliami, zwłaszcza że dni były suche, słoneczne i w miarę ciepłe, a noce mroźne. Jeśli chodzi o zboża, to lepiej poradziły sobie ozime. Jeśli chodzi o zboża jare, to lepiej w niskiej temperaturze wegetowały te, które posiane zostały wcześniej i były już bardziej wyrośnięte. Doradcy rolni otrzymali też sygnały o stratach w burakach cukrowych, kukurydzy czy rzepaku. Niektórzy rolnicy zapowiedzieli zaoranie poddanych działaniu mrozu i zniszczonych upraw i posianie w ich miejsce nowych. Jednak dla niektórych - po zniszczeniach spowodowanych przez wodę, a teraz przez mróz - byłoby to przesianie nowym materiałem siewnym pola już po raz trzeci w jednym sezonie. W takich przypadkach, nawet gdyby teraz spadł deszcz i zagrożenie suszą oddaliłoby się, a nowo zasiane uprawy dojrzewałyby w idealnych warunkach - straty są nieuniknione. Każde przeoranie i obsianie pola to nie tylko czas potrzebny na wegetację roślin, ale też strata paliwa do maszyn i pieniędzy na materiał siewny oraz na robociznę. Skutkiem majowego mrozu może się też okazać zagrożenie dla hodowli. Większość gospodarstw to gospodarstwa rolno-hodowlane i ci, którzy np. stracili wskutek mrozu uprawy kukurydzy, będą mieli problemy z utrzymaniem dotychczasowej obsady stad bydła. Chyba, że kupią więcej paszy z zewnątrz, a to oznacza dalsze koszty prowadzenia działalności. Jeśli chodzi o ziemniaki, to straty mogą sięgać 30 do 40 procent. Najbardziej dotknięte mrozami są uprawy wczesne. W niektórych przypadkach rolnicy sygnalizują u doradców, że zlikwidują uprawę i będą musieli sadzić nowe ziemniaki. Duże straty zanotowano też w sadownictwie. Dotyczy to większości owoców, a przede wszystkim tych, które zakwitły wcześniej. Najbardziej ucierpiały czereśnie. Jak powiedział sadownik ze Szczepanowa (gm. Dąbrowa Mogileńska) Lech Popenda, straty w jabłkach, których drzewa przeważają w jego sadzie, są mniejsze. Dotyczą tych jabłoni, które kwitły wcześniej. Jabłoni ma w sadzie 14.000. Każda z nich powinna rodzić około 150 jabłek, a tymczasem, jak szacuje Lech Popenda, będzie to np. w jonagoldach może tylko 20 owoców na drzewku. Jak uważa Lech Popenda, majowy mróz dotknął sady we wschodniej Wielkopolsce, na Pałukach, Kujawach, częściowo Pomorzu. Nie są to zaś tereny, w których dominuje produkcja jabłek, czy w ogóle sadownictwo w skali kraju. Tych stosunkowo najwięcej jest w środkowej i wschodniej Polsce, a tam mrozu nie było. Dlatego, choć sam zanotuje straty, Lech Popenda konsumentom nie każe panikować. Nie spodziewa się wzrostu cen jabłek w skupach i w sprzedaży detalicznej. Zdaniem Mirosława Spochacza, w związku z mrozem w maju, ceny produktów rolnych wzrosną. Dodał, że w skali kraju wprawdzie około 10 procent gospodarstw jest ubezpieczonych, a w powiecie żnińskim jeszcze więcej, ale niewiele to daje producentom, gdyż są to ubezpieczenia od różnych, ale podstawowych przypadków spotykanych w naszym klimacie. A majowych, regularnych mrozów, a nie tylko przygruntowych przymrozków, raczej w pakiecie ubezpieczeń żaden tutejszy rolnik nie ma. Karol Gapiński