Kierownictwo PKP uznaje strajk za nielegalny. Protestujący zapowiadają zaostrzenie protestu w przypadku niespełnienia ich żądań. Protest zorganizowała kolejarska "Solidarność" i Federacja Związków Zawodowych Pracowników PKP. Te dwie centrale związkowe zrzeszają około 60 tys. pracowników kolei. W kilkusetosobowym tłumie powiewały też m.in. transparenty Związku Zawodowego Dyżurnych Ruchu. Byli obecni także związkowcy spoza Śląska. Wstrzymanie ruchu pociągów poprzedziła manifestacja, zorganizowana na Placu Andrzeja w Katowicach. Później związkowcy przeszli pod nastawnię w pobliżu katowickiego dworca. Nie musieli blokować torów - zatrzymali pociągi ustawiając sygnalizację świetlną na "stój". Pod budynkiem nastawni przedstawiali swoje postulaty. Wystąpienia przerywał hałas gwizdków, syren i odpalane petardy. - Domagamy się, by o możliwości skorzystania z emerytur pomostowych decydowały wyłącznie kryteria medyczne, a nie, jak to obecnie forsuje rząd, różne targi polityczne i administracyjne decyzje. Nie możemy się też zgodzić na plany stopniowego wygaszania tych świadczeń - powiedział szef kolejarskiej "Solidarności" Henryk Grymel. Związkowcy podkreślali, że przeprowadzony strajk ostrzegawczy to zapowiedź szerszego protestu. - Dziś została zablokowana jedna nastawnia, łatwo sobie wyobrazić, co będzie jeśli strajk się rozszerzy na inne. Będziemy protestować do końca - mówił Stanisław Kokot z "S". Apelował, by przyjrzeć się, jak w sprawie ustawy o "pomostówkach" będą głosować poszczególni parlamentarzyści. Strajk do skutku zapowiedział też Jan Lalik ze Związku Zawodowego Kolejarzy Śląskich. "Rząd proponuje nam pracę aż do śmierci - mówił do zgromadzonych. Przekonywał, że kolejarze nie walczą o żadne przywileje, ale o "prawo nabyte podczas zawierania umów o pracę". "Nie dajmy się pozbawić tego prawa. Ludzie, kolejarze, dzisiaj na nas patrzą. Pokażmy rządowi, że z kolejarzami się nie żartuje - nawoływał. Pod nastawnię przyszedł dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Katowicach Karol Trzoński, jak sam mówił - w celu zapewnienia bezpieczeństwa dyżurnym ruchu, podróżnym i bezpieczeństwa w ruchu pociągów. Związkowcy go wygwizdali i początkowo nie chcieli wpuścić do budynku. - To jest moim zdaniem anarchia, żebym ja nie mógł dostać się na posterunek, którym zarządzam Protest jest nielegalny, nie można w ten sposób blokować pracy dyżurnych ruchu - mówił dziennikarzom wzburzony dyrektor. Po chwili został jednak wpuszczony do nastawni. Ruch na stacji Katowice nie odbywał się przed około dwie godziny. W miarę możliwości pociągi przejeżdżające przez Katowice są kierowane objazdami. Część z nich kończyło bieg na innych stacjach. Według wstępnej oceny Trzońskiego, zablokowanie ruchu opóźniło ponad 20 pociągów pasażerskich, sytuacja ma dojść do normy wczesnym popołudniem. Dyrektor przeprosił pasażerów za zaistniała sytuację. Niektórzy podróżni przyjmowali strajk ze zrozumieniem, inni nie kryli zdenerwowania. Zaskoczeniem dla wielu był nadawany na dworcu komunikat, w którym osoby z ważnymi biletami zapraszano do baru na kawę i herbatę. Kierownictwo PKP uważa strajk na nielegalny. - Pracodawcy nie są stroną w sporze dotyczącym uprawnień emerytalnych. Akcja protestacyjna jest niezgodna z prawem i bez jakichkolwiek podstaw przewidzianych w Ustawie o Rozwiązywaniu Sporów Zbiorowych. Strajk uderza w klientów Grupy PKP - przewoźników, pasażerów i kontrahentów towarowych oraz pracodawców strajkujących -napisano w przesłanym PAP oświadczeniu Grupy Polskie Koleje Państwowe. - W sytuacji powstania zakłóceń w ruchu kolejowym, organizatorzy akcji protestacyjnych muszą liczyć się z odpowiedzialnością cywilną i karną za powstałe straty - głosi oświadczenie. Akcja jest częścią listopadowych protestów związkowych skierowanych przeciwko rządowym planom znaczącego ograniczenia emerytur pomostowych. Uzgodnienia w tej sprawie podjęły w zeszłym tygodniu kierownictwa "Solidarności", OPZZ i Forum ZZ. W środę wszystkie trzy centrale wspólnie protestowały pod Sejmem.