Do katastrofy śmigłowca doszło 27 lutego na poligonie koło Torunia, w czasie ćwiczeń w ramach przygotowań do misji w Afganistanie. Zginął drugi pilot por. Robert Wagner, a pierwszy pilot i technik pokładowy zostali ranni. - Przesłuchaliśmy już większość świadków, łącznie około 20 osób. Są to żołnierze z pułku śmigłowców w Inowrocławiu, skąd dowodzono ćwiczeniami, a także załogi maszyn uczestniczących w nocnych strzelaninach i obserwatorzy - poinformował we wtorek szef prokuratury garnizonowej w Bydgoszczy płk Paweł Portała. Część świadków została przesłuchana krótko po zdarzeniu, a niektórzy dopiero niedawno, ze względu na udział w ćwiczeniach przed misją w Afganistanie pod kryptonimem "Bagram V" na poligonie w Wędrzynie. Płk Portała podkreślił, że prokuratura czeka na wyniki komisji badania wypadków lotniczych, które powinny odpowiedzieć na pytanie czy błąd popełnił człowiek, czy zawiniła technika. Członkowie załogi śmigłowca przed katastrofą nie sygnalizowali żadnych problemów. Z nagrań wynika, że pilot w chwili katastrofy wydał tylko nieartykułowany okrzyk. Kilka godzin po katastrofie zostali przesłuchani pierwszy pilot i technik pokładowy. Przeprowadzono też oględziny wraku i miejsca zdarzenia. Sekcja zwłok wykazała, ze drugi pilot zginał natychmiast, a przyczyną zgonu było pourazowe uszkodzenie serca. Pierwszy pilot i technik pokładowy, którzy doznali ogólnych potłuczeń, powierzchownych ran i niegroźnych złamań, przebywali w szpitalu tylko tydzień. - Nasi koledzy ranni w katastrofie przebywają w domu, przechodzą rekonwalescencję i z dnia na dzień czują się lepiej. Wszystko wskazuje na to, że ich powrót do służby to nie kwestia miesięcy, ale tygodni - powiedział rzecznik pułku śmigłowców w Pruszczu Gdańskim mjr Krzysztof Flis.