16 lutego od kilku godzin panowała już odwilż, gdy na łabiszyńskiej Wyspie na skutą lodem Noteć około 16:00 wszedł mężczyzna, aby skrócić sobie drogę do znajdującego się kilkadziesiąt metrów za rzeką domu. Kiedy był na środku rzeki, pod mężczyzną załamał się lód. Mężczyzna, którym okazał się mieszkaniec Łabiszyna Paweł J. (ur. w 1965 r.), nie po raz pierwszy tej zimy w ten sposób skracał sobie drogę do domu, mimo że to ryzykowne postępowanie pozwalało mu zaoszczędzić zaledwie około 100 metrów. Paweł J. chwalił się zresztą swoimi spacerami po lodzie na Noteci przed kolegami. Według ich relacji w ubiegłym roku kilkadziesiąt metrów dalej także załamał się pod nim lód, wskutek czego mężczyzna musiał być ratowany. Wówczas skończyło się tylko na strachu. Z kolei jego kolega z czasów szkolnych wspomina, że gdy mieli po 10 lat także wydobywał go z Noteci. Za każdym razem, kiedy podejmował próbę przechodzenia przez oblodzoną rzekę, miał mówić "pingwin nie utonie". Wzięło się to stąd, iż znajomi nazywali go pingwinem z racji charakterystycznego sposobu poruszania się. Na ratunek Tym razem niestety szczęścia zabrakło. Odwilż, a także dość szybki prąd rzeki, uczyniły lód zdradliwym, a nikogo nie było dostatecznie blisko, aby przyjść ze skuteczną pomocą. Paweł J. zdążył jeszcze kilka razy zawołać na ratunek, jednak będący akurat w pobliżu jego koledzy nie zdołali go uratować. - Przechodziliśmy przez park na działkę, gdy usłyszeliśmy jakieś głośne krzyki. Myśleliśmy, że jakieś pijaczki robią sobie imprezę. Za chwilę było wołanie o pomoc. Przybiegliśmy, zobaczyliśmy, że to kolega się topi. Wszedłem do połowy, ale kiedy lód zaczął pękać, wycofałem się. Krzyczeliśmy, żeby utrzymać z nim kontakt. Kiedy rzucaliśmy deski, krzyknął jeszcze głośno "nie dam rady" i zniknął pod wodą - przedstawia okoliczności zdarzenia jeden z kolegów Pawła J. Okazało się, że kilka godzin wcześniej znajomi widzieli się i rozmawiali. - Był jakiś taki markotny. Mówił, że jest głodny, to kupiliśmy mu chleb i trochę kiełbasy. Miał iść do domu, ale nie dotarł tam. Poszedł jeszcze do kolegi, gdzie chyba trochę sobie popili - mówią koledzy. Chwilę przed jego utonięciem na miejsce zdążyli jeszcze przybiec pracownicy Łabiszyńskiego Domu Kultury. - Kolega mieszkający na "Wyspie" poinformował nas o tym, że ktoś się topi. Wybiegliśmy szybko do pobliskiego garażu, aby wziąć deski i linę, które można by rzucić na rzekę. Pobiegliśmy na miejsce zdarzenia. Miał jeszcze z nami kontakt. Nie wiem czy było za późno, czy za długo już był w wodzie, ale nagle zaczął się trząść i utonął pod lodem. W międzyczasie zadzwoniłem po straż pożarną, która przyjechała po minucie, ale ten pan był już pod wodą - relacjonuje przebieg wydarzeń pracownik ŁDK Krystian Woźniak. Na miejsce przybyły jednostki straży pożarnej z OSP Łabiszyn i JRG PSP ze Żnina, policja oraz pogotowie ratunkowe. Strażacy próbowali odszukać ciało mężczyzny przy użyciu kajaka i deski ratunkowej. Po wykuciu przerębli w lodzie, dwóch z nich, wyposażonych w specjalne kombinezony, prowadziło poszukiwania wchodząc do wody. Nie przyniosły one jednak efektu, gdyż ciała nie odnaleziono. Akcja strażaków w czwartek została zakończona w chwili zapadnięcia zmroku, przede wszystkim z uwagi na zagrożenie bezpieczeństwa ratowników. Oznaczało to, że mężczyzna nie będzie już wydobyty z wody jako żywy, bo czas na ewentualną skuteczną akcję reanimacyjną i przywrócenie czynności życiowych już minął. Wśród strażaków przyjmuje się, że odszukanie kogoś znajdującego się pod wodą do 2 godzin daje potencjalnie jeszcze szanse na przywrócenie czynności życiowych, choć wszystko zależy od indywidualnych predyspozycji organizmu człowieka, jego wieku, czy temperatury wody. Znaleziony po tak długim czasie człowiek nie mógłby zapewne samodzielnie funkcjonować, choć znane są już przypadki, że nawet półgodzinne przebywanie pod wodą nie odbiło się na zdrowiu uratowanych. Akcja poszukiwawcza Po przerwaniu akcji zapowiedziano wznowienie działań poszukiwawczych z samego rana następnego dnia. Już w czwartek została także uruchomiona procedura na szczeblu komend wojewódzkich policji i straży pożarnej, mająca na celu zaangażowanie w poszukiwania grupy wodno-nurkowej. Po zakończeniu czwartkowej akcji ratunkowej, o dalszym wsparciu dla łabiszyńskiej OSP i policji zapewnił zastępca komendanta powiatowego PSP w Żninie Jarosław Umiński. Następnego dnia, w piątek kilka minut po 7:00, łabiszyńscy strażacy przy pomocy bosaka prowadzili akcję poszukiwawczą ciała na kratach przy elektrowni wodnej. Ciała mężczyzny jednak nie znaleziono. Strażacy stwierdzili, że ciało z pewnością nie dopłynęło do tego miejsca i trzeba go szukać na wcześniejszych odcinkach rzeki. Około 9:30 rozpoczęta została akcja poszukiwania zwłok przez 4 strażaków ze specjalistycznej grupy wodno-nurkowej z JRG nr 1 PSP z Bydgoszczy. W działaniach uczestniczyło też 7 strażaków z OSP Łabiszyn oraz 6 z JRG PSP ze Żnina. Na miejscu przez cały czas byli również funkcjonariusze policji. Od pewnego momentu, aby przyspieszyć poszukiwania, strażacy prowadzili działania pod wodą w dwóch grupach. Dowodzący od początku całą akcją zastępca komendanta PSP w Żninie Jarosław Umiński spenetrował dno rzeki w pobliżu elektrowni wodnej i śluzy, natomiast bydgoscy nurkowie poszukując ciała wchodzili do wody co 10 metrów do kolejno wykuwanych w lodzie przerębli, przesuwając się od miejsca utonięcia Pawła J. wraz z nurtem rzeki w kierunku elektrowni wodnej. Ciało, po wejściu do piątego z kolei otworu, który znajdował się na wysokości mostka na Wyspie, odnalazł o 15:55 strażak ze specjalistycznej grupy wodno-nurkowej z Bydgoszczy. Znajdowało się ono na dnie rzeki w odległości około 60 metrów od miejsca utonięcia. - Sprawna i skrupulatna praca strażaków przyniosła skutek. Akcja była prowadzona w trudnych warunkach przy nierównomiernym i zanieczyszczonym dnie oraz małej widoczności, która sięgała najwyżej 30 centymetrów. Poszukiwania utrudniał też cienki lód i prąd rzeki, który przemieścił ciało. Szkoda tylko, że wczoraj nie udało się uratować człowieka, bo zabrakło zaledwie kilku minut - podsumował Jarosław Umiński. Po zakończeniu akcji poszukiwawczej przez strażaków, policja i prokuratura podjęły czynności dochodzeniowo-śledcze związane z tym tragicznym zdarzeniem. Jak poinformował oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Żninie, nadkom. Krzysztof Jaźwiński, prokurator zlecił przeprowadzenie sekcji zwłok. Krzysztof Jaźwiński zaapelował jednocześnie, aby zachować zdrowy rozsądek i nie wchodzić na rzeki i jeziora pokryte lodem, który zwłaszcza przy obecnych temperaturach jest kruchy i szybko się topi. Pasjonatom sportów zimowych zalecił korzystanie ze sztucznych lodowisk, takich, jak choćby to w Żninie. Bartosz Woźniak