24-letni zawodnik jest jednym z kandydatów do zdobycia medalu w konkurencji K1 na 200 metrów, choć jest debiutantem. Przez fachowców wymieniany nawet jako numer jeden do złotego medalu. W ubiegłym roku w wielkim stylu zdobył mistrzostwo świata i Europy na swoim koronnym dystansie. Niestety, trzy miesiące temu przytrafiła mu się kontuzja dłoni, przez co musiał zmienić plany przygotowań. - Była to średnio poważna rzecz, ale na miesiąc wykluczyła mnie z szybkiego pływania. Teraz jest już wszystko dobrze, "zasuwam na całego". Zawsze w sezonie musiałem szykować dwa szczyty formy, w tym roku tylko jeden. Poza tym, gdy leczyłem kontuzję, nie było leżenia i odpoczywania. Cały czas trenowałem - tak mniej więcej na 80 procent - powiedział Siemionowski, który trenuje w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Wałczu. Przed najważniejszym startem w karierze stara się zachować spokój. Nie ukrywa, że zdaje sobie sprawę, jak duże oczekiwanie są wobec jego osoby. - Chcę potraktować igrzyska jak normalny start w ważnych zawodach, a nie coś wyjątkowego. Wówczas mogłoby mi to tylko przeszkodzić. Dlatego też przygotowuję się według sprawdzonego planu - polecę do Londynu na trzy dni przed pierwszym startem, dwa treningi na miejscu, potem już same zawody. Wiem, że jest duża presja, staram się jednak tym nie przejmować. Jeżeli zdobędę medal, będzie super, a jak się nie uda... no cóż, to może ktoś na mnie psy powiesi, któryś z działaczy pokrzyczy. Ale tej drugiej sytuacji nie dopuszczam do myśli - stwierdził. Zaznaczył, że chce walczyć o złoto, bo taki cel zawsze stawia sobie przed każdym startem. - Na tę chwilę robię wszystko z myślą o złotym medalu. Zwykle jestem bardzo krytycznie nastawiony do swojego wiosłowania, ale obiektywnie muszę przyznać, że obecnie jest całkiem nieźle. Jeżeli dam z siebie wszystko, a "wyjdzie" z tego tylko brązowy medal, bo inni byli mocniejsi, to też będę zadowolony - podkreślił. Pochodzący z Mrągowa mistrz świata przygodę ze sportem zaczynał od koszykówki na SKS-ach, ale szybko postawił na kajaki, kontynuując w ten sposób tradycje rodzinne. - W Mrągowie była jeszcze piłka nożna, ale na takim amatorskim poziomie. Jedynym poważnym sportem było kajakarstwo. Zaczynałem wiosłować dość późno, bo w wieku 12 lat. Trafił mi się akurat świetny trener Andrzej Matysiak z Poznania. Konkretny facet, wychowawca, a z naszej współpracy korzyści czerpię jeszcze do dziś. Gdyby nie on, na pewno nie byłbym w tym miejscu, w który jestem - wspomniał. Po skończeniu szkoły średniej został zawodnikiem Zawiszy Bydgoszcz, choć długo zastanawiał się nad przeprowadzką do Poznania. - W Posnanii dla mnie było za dużo prowizorki, każdy robił co chciał. A Zawisza, wojskowy klub, więc był porządek, organizacja i dyscyplina. Z perspektywy czasu, uważam to za doskonały wybór - podkreślił. Po igrzyskach w Pekinie, Międzynarodowa Federacja Kajakowa postanowiła zmienić konkurencje olimpijskie. W Londynie mężczyźni o medale walczyć będą nie na 500, ale na 200 metrów. Siemionowski nie ukrywa, że to jego wymarzony dystans. - Ja naprawdę realizuję się w tej konkurencji. Nie zgadzam się z opiniami, że jest to loteria. To prawda, jeden błąd może pozbawić dobrego wyniku, ale właśnie po to się trenuje, by ich uniknąć. Nie można liczyć na szczęście, tylko na to, co się wypracowało. Na 200 metrów najważniejszy jest start i druga setka. Moim największym atutem była trzecia pięćdziesiątka, na której uciekałem rywalom. Mam nadzieję, że podobnie będzie w Londynie - powiedział Siemionowski.