Na początku sierpnia do radia RMF FM zadzwonił słuchacz, który widział, jak po zmroku przy jednej z budów we Włocławku spalano amputowane kończyny, zakrwawione bandaże, probówki, igły i strzykawki. Opady powinny trafiać do zakładu utylizacji w Koninie. Były jednak wcześniej spalane, oczywiście nielegalnie, na terenie budowy we Włocławku. Właściciel firmy, która zajmuje się ich transportem, zatrudnił u siebie 23-letniego rolnika. Jacek S. pracował tam od trzech miesięcy jako pomocnik murarza, ale co jakiś czas jeździł po odpady do szpitala w Lublinie. Kiedy właściciel włocławskiej firmy został spłoszony po wizycie, jaką ponad miesiąc temu złożyli mu najpierw strażnicy miejscy a potem przedstawiciele Inspektoratu Ochrony Środowiska, zlecił rolnikowi, by ten przetrzymał transport u siebie przez trzy, cztery dni. Opady leżały jednak w zagrodzie już ponad tydzień, kiedy zainteresowała się nimi zaalarmowana przez sąsiadów policja. Jacka B przyłapano na gorącym uczynku, kiedy spalał odpady w piecu. Agnieszka Pietrzak