Co ciekawe, nie chciał skoczyć. Po prostu siedział, ryzykując, że spadnie. Po raz szósty interweniowała więc straż pożarna i policyjni negocjatorzy. Trzy razy szaleniec zszedł dość szybko, trzy razy, także wczoraj, wstrzymał ruch pociągów na około trzy godziny - mówi rzeczniczka aleksandrowskiej policji Marta Kulpa. Mężczyzna zostanie ukarany za "wywoływanie niepotrzebnych czynności policji" - dodaje. Do sądu trafiły dwa wnioski o ukaranie 30-latka: pierwszy z połowy stycznia, za pięć pierwszych wybryków, drugi - za wczorajszy. Jednak 30-latkowi niewiele grozi. Może zostać ukarany grzywną lub karą ograniczenia wolności od 5 do 30 dni - wyjaśnia Kulpa. A to oznacza, że - teoretycznie - po 30 dniach mężczyzna znów może wejść na kładkę, by trochę "posiedzieć". Motywy jego postępowania nie są jasne. On sam twierdzi, że wejścia na kładkę nic ani nikt nie może mu zabronić i w ogóle nie rozumie całego zamieszania wokół tej sprawy. Jak dodaje, to jego "styl" bycia, ekstrawagancki sposób na życie. - Ostatni swój "wybryk" tłumaczył tym, że chce po prostu popatrzeć na Aleksandrów z wysoka - twierdzi jedna z kobiet, która była świadkiem akcji na dworcu. - Myślę, że on chce po prostu zwrócić na siebie uwagę, że coś się z nim dzieje - dodaje natomiast pasażerka oczekująca na pociąg. - To nie jest normalne, tyle pociągów wstrzymywać, przez tyle godzin. Powinni go leczyć! - podkreśla inna. To niestety może nie być takie łatwe. 30-latka bada już psychiatra - nawet wypisał mu skierowanie do szpitala w Toruniu, ale on nie chce się leczyć - dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM Tomasz Fenske na oddziale psychiatrycznym Szpitala Powiatowego w Aleksandrowie Kujawskim. A do podjęcia leczenia i pozostania w szpitalu nikt mężczyzny nie może zmusić. Lekarze nie mają jednak wątpliwości, że - niezależnie od przyczyn jego zachowania - 30-latek jest niebezpieczny. - Jeżeli skaczemy na bungee, to robimy to na własną odpowiedzialność. Możemy więc skakać nawet w szelkach - mówi anonimowo jedna z lekarek. - Ale tu mamy do czynienia z wstrzymywaniem ruchu pociągów przy minus 20 stopniach (w grudniu ubiegłego roku), akcją policji, straży pożarnej, koniecznością ściągania go z oblodzonego rusztowania. Czy można to nazywać ot, takim sobie "bimbaniem nogami" na wysokości trzeciego piętra? - ironizuje. Teraz wszystko w rękach sądu, który - po stosownych badaniach - może skierować mężczyznę na przymusowe leczenie. Tomasz Fenske