Przewodniczący Szarzyński zasłaniał się opinią prawną, radny Bartecki mówił wprost: - Po co pan tu przychodzi? Węszyć sensacje?, a wicestarosta Zowczak próbował nakłonić reportera, by na przyszłość ułożył sobie stosunki z przewodniczącym komisji. Gdy reporter Pałuk otworzył 22 lutego przed 1300 drzwi do gabinetu przewodniczącego Rady Powiatu Wiesława Gałązki, wewnątrz był przewodniczący komisji rewizyjnej Krzysztof Szarzyński i wiceprzewodniczący Rady Powiatu Jan Bartecki. O 13:00 miała się rozpocząć komisja rewizyjna. Już w drzwiach radny Szarzyński rzucił w kierunku reportera, że ten nie został zaproszony na spotkanie komisji, dlatego ma opuścić pomieszczenie. Gdy tak się nie stało, radny Szarzyński wyszedł z gabinetu. Jak się okazało, pomocy poszedł szukać u wicestarosty Przemysława Zowczaka. Radny Zowczak przyszedł do gabinetu Wiesława Gałązki i mówił coś, że jest opinia prawna, na podstawie której obrady komisji są niejawne. Proponował także, by reporter ułożył sobie stosunki z przewodniczącym komisji Rafałem Szarzyńskim i wtedy mogłoby się okazać, że gazeta będzie zapraszana na posiedzenia komisji. Jak miałoby takie ułożenie stosunków wyglądać - nie powiedział. Mówił tylko: - Przecież się znacie. W chwilę potem Jan Bartecki chciał opuścić zebranie, ale przewodniczący Szarzyński zasugerował mu, żeby jeszcze nie wychodził. - Będę jeszcze potrzebny? - pytał radny Bartecki. Za chwilę miało się okazać, dlaczego radny Bartecki miał nie opuszczać zebrania. Tuż po jego rozpoczęciu Rafał Szarzyński polecił wyjść z pomieszczenia reporterowi gazety oraz wiceprzewodniczącemu Rady Powiatu Janowi Barteckiemu. Cały czas powtarzał, że żyjemy w państwie prawa i trzeba go przestrzegać. Na prośbę reportera Pałuk dostarczono mu opinię prawną wystawioną przez adwokata Starostwa Powiatowego Wojciecha Manikowskiego. Wywód adwokata sprowadza się do tego, że obrady komisji rewizyjnej są niejawne. Jego zdaniem tylko od samej komisji zależeć będzie, czy na swoje obrady zaprosi inne osoby, w tym dziennikarzy. Gdy reporter spytał wiceprzewodniczącego Rady Powiatu Jana Barteckiego, o jakąś reakcję z jego strony na to, co się działo na komisji, zupełnie niespodziewanie usłyszał z jego ust prawdziwe przyczyny, dla których reporter był wyrzucany z posiedzenia komisji. - Po co pan tu przychodzi? Węszyć sensacje? - przypuścił atak dygnitarz PSL z Mielenka. Pytał się, czy reporter nie zrozumiał tego, co powiedział mu na poprzedniej sesji przewodniczący Rady Powiatu Wiesław Gałązka. Jan Bartecki mówił coś o kręceniu mogileńskim piekiełkiem przez dziennikarza Pałuk. Gdy reporter Pałuk spytał się, czy radni z tej komisji chcą obradować poza jakąkolwiek kontrolą społeczną i ukryć coś przed społeczeństwem, Jan Bartecki sprawiał wrażenie, jakby nie rozumiał pytania. - Nie rozumie pan, że jest pan tu persona non grata - rzucił dwa razy w kierunku reportera Jan Bartecki. Pozostali członkowie komisji zachowywali się dziwnie. Mirosław Leszczyński z PSL spuścił głowę i siedział cicho, Krzysztof Mleczko z PSL coś tam pod nosem mówił o demokracji. Tylko radny Piasta Jerzy Szczotka stanął w obronie prawa do wolności słowa i obecności mediów na komisji. Sprawą zainteresowaliśmy Fundację Batorego, jest przygotowywana opinia prawna. Fundacja Batorego była jednym z sygnatariuszy akcji Sprawdzaj tych, których wybrałeś. Sprawę skierujemy do prokuratury. Marek Holak