Zmarłego znalazł w poniedziałek pracownik urzędu, który otwierał budynek. Sześćdziesięciolatek koczował przed urzędem od 24 czerwca, domagając się zapewnienia mu "godnych warunków życia". Urzędnikom groził, że zostanie tam, aż umrze. Remigiusz Thiede, mieszkaniec Bagniewa, twierdził, że wójt ma obowiązek zapewnić mu pieniądze na wykup leków, pełne wyżywienie, a także dojazdy do Bydgoszczy na rehabilitację. Jak mówi wójt Franciszek Koszowski, te postulaty były nierealne i protestujący od początku wiedział, że urząd ich nie spełni. - Mamy tutaj rehabilitację, ale on żądał dowożenia go karetką do Bydgoszczy na krioterapię - twierdzi Koszowski. Oczekiwał pieniędzy na leki, które, jego zdaniem, powinien brać - dodaje. Thiede był znaną postacią w Pruszczu. Wcześniej zasłynął już podobnymi protestami. Strażnicy miejscy ze Świecia wspominają, jak kilka lat temu przez wiele dni walczyli o to, by usunąć go spod jednego ze sklepów. - Niewiele osób wiedziało jednak, o co mu tak naprawdę chodzi. Przed weekendem praktycznie cały czas agitował, nakłaniając ludzi, by głosowali na Jarosława Kaczyńskiego - mówi wójt. Mężczyzna mógł się w urzędzie umyć. Mimo początkowego protestu głodowego przyjmował również jedzenie z opieki społecznej. - Dostał od nas jedzenie z pomocy unijnej. Po jakimś czasie stwierdził, że może nam zaufać na tyle, że przychodził, by zrobić mu herbaty - zaznacza Grażyna Poczwardowska z Ośrodka Pomocy Społecznej w Pruszczu. Więcej urzędniczki z OPS zrobić nie mogły. - Tego pana badały pielęgniarki, wszystko było w normie. Jeszcze przed weekendem zapowiadał: no, to do soboty. Może gdyby w sobotę zrezygnował, dziś jeszcze by żył - zastanawia się Poczwardowska. Prokuratura stanowczo wyklucza głód jako przyczynę śmierci mężczyzny. Także pielęgniarki, które doglądały protestującego, odnotowały, że w czasie "głodówki" nie tylko nie stracił, ale wręcz przybrał na wadze.