Do pożaru jednorodzinnego domu dyrektorki Urzędu Kontroli Skarbowej w Bydgoszczy doszło w grudniu 2003 roku. Podczas gaszenia ognia śmiertelnie poparzony został mąż urzędniczki, a ona sama w ostatniej chwili zdołała wydostać się z płonącego budynku. Na początku listopada, dziewięć lat po tragedii, prokuratura bydgoska poinformowała, że zebrane dowody pozwoliły na postawienie 48-letniemu mężczyźnie zarzutu podpalenia domu w Bydgoszczy i związanego z tym zabójstwa. Domniemany podpalacz okazał się osobą wielokrotnie notowaną za przestępstwa kryminalne w Polsce i Niemczech, a do bydgoskiego sądu przewieziono go z Koszalina, gdzie oczekuje na proces w sprawie włamania i kradzieży dokonanej w tamtejszym muzeum. W środę Prokuratura Okręgowa w Bydgoszczy ujawniła, że już w 2011 roku zidentyfikowała domniemanego zleceniodawcę podpalenia i jego wspólnika, który wyszukał osobę gotową podłożyć ogień w domu szefowej UKS. - W maju 2011 roku przedstawiono im zarzuty poszukiwania osoby gotowej do zniszczenia mienia oraz nakłaniania do zniszczenia mienia, za co grozi im kara od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności. Dla dobra śledztwa nie możemy na razie ujawnić żadnych szczegółów tej sprawy - powiedział rzecznik bydgoskiej prokuratury Jan Bednarek. Powołując się na anonimowe źródło, "Gazeta Wyborcza" w środę ujawniła, że podpalenie domu miał zlecić znany w Bydgoszczy przedsiębiorca, działający w branży paliwowo-motoryzacyjnej. Zarówno on, jak i jego wspólnik, pozostają na wolności gdyż - jak zaznaczył rzecznik prokuratury - "nie zachodzi obawa mataczenia z ich strony". W nocy z 21 na 22 grudnia 2003 roku do pomieszczeń na parterze budynku w bydgoskiej dzielnicy willowej nieznany sprawca podrzucił kanister z benzyną, który podpalił. Pożar usiłował gasić 68-letni mąż dyrektorki, który podczas walki z ogniem został ciężko poparzony. Przewieziono go do specjalistycznej kliniki w Siemianowicach Śląskich, ale mimo wysiłków lekarzy zmarł po tygodniu. Urzędniczka zdołała wydostać się na zewnątrz przez balkon na piętrze. Schwytanie sprawcy uznano za priorytet Schwytanie sprawcy podpalenia uznano wówczas za priorytet: parlamentarzyści apelowali do ministra sprawiedliwości o osobisty nadzór nad śledztwem, obiecano także 50 tys. zł nagrody za informacje pozwalające wyjaśnić zagadkę. Śledztwo utknęło jednak w martwym punkcie i w 2005 roku zostało umorzone. Wskazanie znanego przedsiębiorcy, jako zleceniodawcy poważnego przestępstwa kryminalnego, jest kolejnym tego typu przypadkiem w ostatnich latach na terenie Bydgoszczy. Przed tutejszym sądem od nowa rozpoczął się wiosną proces w sprawie zabójstwa urzędnika PZU, którego zastrzelono w 1999 roku. Zleceniodawcą zbrodni miał być ówczesny dealer luksusowych samochodów, Tomasz G. W 2009 roku został on oczyszczony z zarzutów, ale po apelacji prokuratury sprawa została skierowana do ponownego rozpatrzenia.