Gdy otrzymała pierwszy rachunek, okazało się, że poza prądem płaci również za wykupienie pakietu ubezpieczeniowego "Energia na zdrowie". Ktoś w umowie zaznaczył to za nią. W firmie nikt nie chciał rozmawiać z dziennikarzem na temat stosowanych tam metod. Tak ładnie mówili Barbara Maćkowiak mieszka razem ze swoim 55-letnim synem Marianem. 12 października 2011 r. po południu do drzwi jej mieszkania w Trzemesznie zapukali dwaj mężczyźni w wieku około 30 lat. Twierdzili, że są z energetyki i powiedzieli jej, że będzie teraz mogła płacić dużo mniej za prąd. Takie zapewnienia ucieszyły 80-latkę, więc zaprosiła gości do środka. Mężczyźni poprosili o ostatnie rachunki za energię elektryczną i o dowód osobisty. Po chwili jeden z nich zaczął spisywać umowę, na podstawie której mieszkanka Trzemeszna miała - według jego zapewnień - dużo zaoszczędzić na opłatach za prąd. - Tak ładnie do mnie mówili. Deklarowali, że "teraz to dopiero odżyję" - opowiada Barbara Maćkowiak. Dlatego też podpisała podsuniętą przez nich umowę. Jej radość trwała do lutego bieżącego roku, kiedy otrzymała pierwszy rachunek za prąd. - Jak go zobaczyłam, to usiadłam załamana. Głowa mi opadła i do powiedziałam do syna, żeby dał mi wody - wspomina mieszkanka Trzemeszna. Barbara Maćkowiak dotychczas za energię elektryczną płaciła co 2 miesiące mniej więcej po 100 zł. Jednak z rachunku, który otrzymała od firmy, z którą podpisała umowę w październiku wynika, że za prąd musiała zapłacić w lutym 237,94 zł. Dołączona była także informacja, że w marcu rachunek wyniesie 231,84 zł, a w maju 226,70 zł. O ubezpieczeniu nie było mowy Dopiero po otrzymaniu tych pism 80-latka dokładnie przeczytała podpisaną wcześniej umowę. Wynika z niej, że zawarła umowę na 5 lat na świadczenie usług w zakresie dostawy energii elektrycznej z firmą Energetyczne Centrum z Radomia. Przedstawiciel firmy zakreślił także na umowie, że mieszkanka Trzemeszna wybiera dodatkowo pakiet ubezpieczeniowy "Energia na zdrowie", który rzekomo ma zapewniać 10-procentowy rabat na zakup leków, specjalistyczną prywatną opiekę medyczną, wizyty lekarza i pielęgniarki w miejscu zamieszkania w razie choroby oraz pakiet szpitalny. I właśnie wykupienie pakietu ubezpieczeniowego stanowi największą część kosztów, które pokrywać ma Barbara Maćkowiak. Z pierwszego rachunku, który otrzymała z Energetycznego Centrum wynika, że opłata za prąd wynosi 69,94 zł, a ubezpieczenie 168 zł, co w sumie stanowi kwotę 237 zł, a więc dużo więcej niż płaciła dotychczas. Dla 80-latki to olbrzymie obciążenie finansowe, gdyż otrzymuje miesięcznie rentę w wysokości 874 zł, a około 200 zł wydaje miesięcznie na leki. Mieszkanka Trzemeszna jest bardzo rozżalona, bo jak twierdzi, przedstawiciel firmy, który był w jej mieszkaniu, nic nie wspominał o żadnym ubezpieczeniu i związanych z tym kosztach. Podsuwając jej umowę do podpisania zapewniał tylko, że będzie teraz płacić mniej za prąd. Dodatkowo na umowie widnieje zapis, że osoba ją podpisująca została poinformowana, że otrzyma oddzielną fakturę z Energetycznego Centrum za energię czynną, a dotychczasowy dystrybutor przesyłał będzie nadal faktury za opłaty dystrybucyjne. Trzeba to nagłośnić Zmartwiona Barbara Maćkowiak o tym, została oszukana, opowiedziała swemu lekarzowi rodzinnemu Edwardowi Załęskiemu z trzemeszeńskiej przychodni. - Powinno się to jak najszybciej nagłośnić, żeby nikt więcej nie został już oszukany - twierdzi lekarz. Dziwi się także, jak to możliwe, żeby pacjentka mogła kupować tańsze leki, jeśli według nowych uregulowań, apteki nie mogą stosować takich ulg. Zastanawia się również, w jaki sposób firma z Radomia może wobec 80-latki realizować inne zapisy dotyczące darmowej opieki lekarskiej. Medyk poradził także oszukanej kobiecie, żeby jak najszybciej wysłała do siedziby radomskiej firmy rezygnację z podpisanej wcześniej umowy. Pomógł jej także napisać pismo i zostało ono wysłane. Nie wiadomo jednak, czy taka rezygnacja przyniesie jakiś rezultat, bo z zapisów umowy z firmą Energetyczne Centrum wynika, że można od niej odstąpić w terminie do 14 dni od daty podpisania, a więc termin ten już dawno minął. Barbara Maćkowiak bojąc się konsekwencji zapłaciła pierwszy rachunek na kwotę 237 zł. O sprawie powiadomiła oddział Federacji Konsumentów w Gnieźnie. Nie chcą rozmawiać O metodach stosowanych przez firmę Energetyczne Centrum dziennikarze chcieli porozmawiać z kimś z przedstawicieli tej firmy. Na stronie internetowej firmy widnieje tylko numer na infolinię. Gdy reporterzy zadzwonili pod wskazany numer, kobieta obsługująca infolinię poinformowała ich, że nie może odpowiadać na żadne pytania, jeśli rozmówca nie ma podpisanej umowy z jej firmą. Jak dodała, nie jest też upoważniona do podania numeru kontaktowego do kogokolwiek z kierownictwa firmy lub do jakiegokolwiek pracownika, z którym można byłoby porozmawiać. Na umowie, którą podpisała mieszkanka Trzemeszna, widnieje nazwisko przedstawiciela, który zawierał tę umowę. Zapisany jest także jego numer telefonu. Gdy dziennikarze zadzwonili pod podany numer, mężczyzna który odebrał telefon, stwierdził, że nazywa się Ostrowski, a Patryk Szyszka już nie pracuje w firmie Energetyczne Centrum. Mężczyzna nie chciał rozmawiać na temat metod stosowanych w firmie Energetyczne Centrum i odmówił podania numeru telefonu do kogoś z przedstawicieli kierownictwa firmy. Barbara Maćkowiak zapowiada, że będzie nadal walczyła o rozwiązanie niekorzystnej dla niej umowy. - Będę walczyła, bo ja z tych 874 zł, które dostaję, muszę opłacić wszystko. Przyznam, że już nawet myślałam o samobójstwie, bo z czego ja mam im płacić te ponad 200 zł? - podsumowuje rozżalona kobieta. Roman Wolek