Do tragicznych wydarzeń niedaleko Gródka doszło 3 września 1939 roku. Na wypełnioną wojskiem i cywilnymi uchodźcami drogę posypały się bomby z niemieckich samolotów. Na miejscu zginęło kilkadziesiąt osób. Sytuacja w pierwszych dniach wojny nie pozwalała na zorganizowanie pogrzebów. Zwłoki zrzucono do prowizorycznych dołów przy drodze i zasypano. Po 1945 roku zdecydowano o ekshumacji szczątków ofiar nalotu. Ówczesne władze czyniły to jednak z wyraźną niechęcią i wykorzystując fakt, że wydobywane ciała były już w stanie rozkładu, prace przerwano, a teren wyrównano. O ofiarach pamiętał leśniczy Hubert Lemańczyk O pierwszych polskich ofiarach wojny pamiętał przez wszystkie lata leśniczy Hubert Lemańczyk. Uparcie naciskał na przeszukanie poboczy drogi i godne pochowanie poległych. We wrześniu na wskazany przez niego teren wkroczyli archeolodzy. Już pierwsze wykopy potwierdziły, że miejsce zostało dobrze zlokalizowane. W ciągu kilku tygodni wydobyto szczątki 44 osób: mężczyzn, kobiet i dzieci, cywilów i wojskowych. Zidentyfikowanie ofiar jest bardzo trudne Jak przyznał kierujący poszukiwaniami archeolog Robert Grochowski, po tak długim czasie zidentyfikowanie ofiar jest bardzo trudne, ale członkowie ekipy starali się wykorzystać każdą poszlakę, by ustalić nazwiska ofiar nalotu: zachowane wojskowe nieśmiertelniki czy grawerunki na obrączkach i biżuterii. Ustalono nazwiska pięciu ofiar. Udało się dotrzeć do rodzin trzech ofiar nalotu: Jana Narlocha, Jana Nagórskiego i Jana Mazurowskiego. "Zobaczyliśmy ich jako żywych ludzi" - Kiedy od ich rodzin otrzymaliśmy zdjęcia poległych, zobaczyliśmy ich jako żywych ludzi. Było to dla nas niesamowite doświadczenie - wspominał Grochowski. Pojawiły się także nowe zagadki: przy szczątkach jednego z ekshumowanych odnaleziono połówkę nieśmiertelnika kpt. Adama Kuźnickiego, o którym było dotychczas wiadomo, że poległ podczas walk koło nieodległego od Gródka Świekatowa i tam został pochowany. Odnaleziony kawałek jego nieśmiertelnika znajdował się w ustach jednej z osób pochowanych koło Gródka. Pomocne byłyby badania DNA - W identyfikacji pomocne byłyby badania DNA, ale nie udało się odnaleźć nikogo z bliskich kpt. Kuźnickiego. Jego rodzina mieszkała w Kowlu na Kresach, a po wojnie polscy mieszkańcy tamtych terenów rozproszyli się - zaznaczył Grochowski. Nie odnaleziono także nikogo z rodziny Lerera Szmula. Szczątki ekshumowanych koło Gródka zostały z honorami pochowane w zbiorowej mogile, opodal znajdującej się niedaleko leśniczówki. Na pogrzeb przybyli bliscy poległych 44 Trumny przetransportowano na miejsce spoczynku w asyście oddziału żołnierzy w mundurach polskiej piechoty i kawalerii z 1939 roku. Na pogrzeb przybyli bliscy poległych, którzy po raz pierwszy po 73 latach mieli szansę pomodlić się nad grobami ojców. Z informacji Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Bydgoszczy wynika, że ekshumacja koło Gródka była największym tego typu przedsięwzięciem w regionie kujawsko-pomorskim od lat 40.