- Jestem niewidomy, przez długi czas nie mogłem znaleźć żadnego zatrudnienia, a moja renta to 600 zł. Udało mi się jednak dowiedzieć, ile mogą zapewnić takie spółdzielnie (...). Postanowiliśmy spróbować - tłumaczy jej pomysłodawca Sławomir Muzolf, któremu w starcie działalności pomaga Dorota Szpajda. Pytani o adresatów, których miałaby skupiać spółdzielnia najczęściej formułowali pojęcie "osoby wykluczone", czyli wykluczone m.in. z rynku pracy i życia społecznego przez np. niepełnosprawność, przeszłość związaną z nałogami oraz kuracjami odwykowymi i terapeutycznymi, bezdomność czy także choroby psychiczne. Właśnie spółdzielnia socjalna miałaby skupiać takie osoby, zwłaszcza pod względem uzyskiwania pracy. Nie jest to pomysł nowy, gdyż w samym województwie kujawsko - pomorskim działa od dłuższego czasu już kilkanaście takich. W powiecie tucholskim jednak taka nie funkcjonuje. - Analizując inne spółdzielnie stwierdziliśmy, że te mają powodzenie i spełniają udanie swoje zamierzenia. Do tego współpracują między sobą - opisuje Muzolf. "Sami chcemy utworzyć zakład pracy" Okazuje się, że spółdzielnia może nie tylko pośredniczyć w znajdowaniu pracy. Taki twór jest nawet w stanie prowadzić własną działalność gospodarczą dającą zatrudnienie. Sławomir Muzolf i Dorota Szpajda zdążyli już wpaść na pomysł takiej działalności. Chcieliby ją założyć w Kęsowie. - Mowa o zakładzie produkującym brykiet, czyli działalności bardzo opłacającej się, gwarantującej o wiele tańsze formy ogrzewania. Wyprodukowany towar moglibyśmy proponować innym ośrodkom społecznym, np. GOPS-om. Można byłoby więc dążyć do wzajemnego uzupełniania się w ramach tej dziedziny pomocy społecznej - patrzy w przyszłość Sławomir Muzolf. Pierwszy odzew był bardzo duży Pierwszym promocyjnym ruchem pomysłodawców Spółdzielni Socjalnej Osób Niepełnosprawnych "Tacy Sami", bo na taką nazwę postawiono, było m.in. zamieszczenie niewielkiego ogłoszenia w "Tygodniku", krótko informującego o tym nowym podmiocie. Okazało się, że mała notka wystarczyła, by w ciągu paru dni Sławomir Muzolf i Dorota Szpajda odebrali telefony od kilkudziesięciu osób zainteresowanych, które spełniają odpowiednie warunki przynależności do spółdzielni socjalnej. - Pojawiły się zarówno osoby, którym bardzo zależy na podjęciu pracy oraz takie, które chciałyby pomóc w prowadzeniu spółdzielni socjalnej. Dzwonili również zainteresowani spoza powiatu. Niektórzy czytając o możliwości uzyskania pracy zastanawiali się,czy to nie czasami jeszcze ostatni żart prima - aprilisowy. Naprawdę nie spodziewali się, że w regionie Tucholi może powstać taka instytucja - przypomina Dorota Szpajda. - Odzew był bardzo duży. Widać jak wiele ludzi z takimi problemami chciałoby opuścić cztery ściany i aktywnie wrócić do społeczeństwa. My chcemy w tym pomóc. Niestety w obecnych realiach nie mogą liczyć na znalezienie pracy. Niektórym pozostaje życie na rencie, inni nie mogą liczyć nawet na to. Podkreślam, że nie jesteśmy żadną prywatną firmą, to tylko i wyłącznie nowa gałąź działalności socjalnej - tłumaczy Sławomir Muzolf. Przyznaje, że faktycznie startuje ze spółdzielnią opierając się tylko na swoich pieniądzach. Jednak zarejestrowanie podmiotu dałoby od razu możliwość uzyskania pieniędzy z Biura Pracy. Tu pojawia się podstawowy warunek. Spółdzielnia musi mieć biuro, a tego na razie brakuje.