Wtorek kończący karnawał, a poprzedzający okres postu, w zależności od regionu zwano m.in. ostatkami, podkoziołkiem, śledzikiem. Często było to zakończenie trwających trzy dni zabaw, też zwanych ostatkami bądź zapustami, mięsopustem, szalonymi dniami, diabelskimi dniami, kusymi dniami czy kusakami. W części kraju obrzędy związane zakończeniem karnawału są kultywowane, ale w bardzo wielu miejscach zupełnie zanikły. Zwyczaj zwany kozą Przykładem pielęgnowania tradycji jest zwyczaj zwany kozą, który w nieco zmienionej formie, przetrwał w Inowrocławiu na Kujawach. Dwa orszaki przebierańców, zwane od dawnych wsi, a obecnie dzielnic Inowrocławia, "kozą szymborską" i "kozą mątewską" w ostatni dzień karnawału najpierw odwiedzają prezydenta miasta, a później domostwa, sklepy, kluby. W wesołych gromadach idą Koza z Koźlarkiem, Kominiarz, Dziad, Baba, Cygan, Żyd i Para Młoda. Przemarszom towarzyszy głośna muzyka i przyśpiewki, a kolędnicy zapraszają na podkoziołkowe zabawy i zbierają datki "na sianko dla kozy". Tradycje obrzędu na Kujawach sięgają czasów zaborów. "Koza" pierwotnie była pożegnaniem zimy i powitaniem wiosny. Kolędnicy wędrówkę rozpoczynali już w tłusty czwartek, aby przed postem zdążyć odwiedzić każdą chałupę. Mawiano, że "gdzie koza chodzi, tam się żytko rodzi". Zapustne orszaki na Podlasiu Podobne zapustne orszaki można było spotkać na Podlasiu. Część uczestników przemarszów przebierała się m.in. za niedźwiedzia, bociana i Cygana, a inni nieśli kozę - osadzony na kiju drewniany łeb, obity skórą i z przytwierdzonymi rogami lub ciągnęli kukły dziada i baby kręcące się na kole. Przebierańcy chodzili od domu do domu, a za składane życzenia i przyśpiewki otrzymywali od gospodarzy datki, które przeznaczali na wieczorne zabawy. Gromady przebierańców krążyły też po wsiach podkarpackich. Byli wśród nich Cyganka i Cygan, Żyd, policjant, młoda para i draby, czyli dziad i baba. Przebierańcy składali życzenia i zapewniali, że "gdzie drab przybędzie, tam szczęście będzie". W niektórych rejonach Podkarpacia chodziły korowody ze słomianym niedźwiedziem, którego na powróśle prowadził młody chłopak, przebrany za kobietę, nazywany Kaśką. Para tańczyła w obejściach "na len i konopie", a gospodynie oskubywały niedźwiedzia ze słomy, którą później podkładały pod gęsi siedzące na jajach. Przebierańców chętni przyjmowano i goszczono Wszędzie przebierańców chętni przyjmowano i goszczono w domach. Wierzono, że ich wizyty są zapowiedzią rychłego nadejścia wiosny, budzenia się przyrody do życia. W ostatni dzień karnawału wieczorem hucznie bawiono się w domach i karczmach, przy stołach bogato zastawionych jedzeniem i piciem. Ostatkowe zabawy były okazją do drwin z panien, które w dobiegającym końca karnawale nie wyszły za mąż. Na Kielecczyźnie młode, niezamężne kobiety zaprzęgano do drewnianych kloców i oprowadzano po wsiach lub zaciągano do karczmy, żądając, by się wykupiły wódką. Młode mężatki musiały się wkupić u starszych W niektórych regionach, m.in. w Wielkopolsce młode mężatki musiały się wkupić u starszych. Młode mężatki sadzano na sankach lub taczkach, a starsze stażem mężatki zawoziły je karczmy, aby się wykupiły. Niekiedy starsze kobiety wiązały słomianymi powrozami młode mężatki, aby wykupili je mężowie. Wraz z wybiciem przez zegary północy kończyły się zabawy, milkła muzyka, a basiści kapel zrywali struny na znak, że nadszedł post. Czasami do karczmy wkraczali łachmaniarze ze śledziami w dłoniach i rozganiali niesfornych uczestników, którzy nie przerwali biesiad. Niekiedy w izbach i karczmach stawiano na stoły cienki żur i śledzie, czy śledzie na patyku lub śledzie wycięte z drewna lub papieru, symbolizujące post. W domach gospodynie myły i wyprzały wrzątkiem garnki, aby nie został w nich tłuszcz. Do Wielkanocy jadano tylko postne potrawy, m.in. żur, kaszę, ziemniaki i śledzie.