Śledczy uznali, że nie dostosował on prędkości do warunków na drodze. Było ślisko, samochód gaśniczy jadący 60 km/godz. wpadł w poślizg, uderzył w drzewo i zapalił się. Pan Jacek, który kierował samochodem, został ciężko poparzony. Amputowano mu nogę. - My możemy używać sygnałów dźwiękowych, ale jak coś się stanie, to jest tylko wina kierowcy. To jego obarczają, takie mamy prawo niestety - mówi. Jak się później okazało, wezwanie do płonącego samochodu było fałszywe. Prokuratura rejonowa oskarżyła strażaka o spowodowanie wypadku. Dziś jednak prokuratura okręgowa postanowiła wnikliwiej przyjrzeć się sprawie pana Jacka: - Poprosimy o akta sprawy i ocenimy czy uwzględniono wszystkie okoliczności i czy słusznie skierowano akt oskarżenia - zapowiada prokurator Jan Bednarek. Tak czy inaczej akta są już w sądzie i teraz to od niego zależy jaki finał będzie miała ta sprawa.