Do tragedii doszło w lipcu ubiegłego roku na terenie Zakładu Karnego nr 1 w Grudziądzu, w którym b. żona Sławomira G. - Halina G. - pracowała jako instruktor zawodu. Mężczyzna umówił się z kobietą na spotkanie przed budynkiem, by porozmawiać o rozliczeniu majątku pozostałego po rozwodzie. Kobieta rozmawiać nie chciała. Wówczas Sławomir G. oświadczył, że "coś dla niej ma". Wyciągnął z plecaka owinięty w papier granat obronny typu F1 zapowiadając, że "oboje zginą". Przestraszona Halina G. zaczęła uciekać. Chciała się schować w budynku więzienia. Sławomir G. dogonił kobietę w poczekalni więzienia, zatrzymał siłą i wyciągnął zawleczkę granatu. Eksplozja ciężko poraniła Halinę G., ale zarówno ona, jak i zamachowiec przeżyli wybuch. Jak poinformowano w grudziądzkiej prokuraturze, Sławomirowi G. postawiono trzy zarzuty: usiłowania zabójstwa i doprowadzenia do trwałego kalectwa żony, posiadania bez pozwolenia granatu oraz nabojów. Za pierwszy z zarzucanych czynów grozi kara dożywotniego więzienia, za pozostałe - od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. Zdaniem biegłych, granat nie zawierał pełnego ładunku materiału wybuchowego i to ocaliło życie poszkodowanym. Halina G. na skutek ciężkich obrażeń straciła rękę i nogę, z jej ciała usunięto kilkadziesiąt odłamków. W trakcie śledztwa Sławomir G. utrzymywał, że nie chciał zabić żony, a jedynie ją postraszyć. Twierdzi, że granat znalazł na nadwiślańskich błoniach, choć wcześniej przyznał, że broń zachował z czasów służby wojskowej. Proces mężczyzny toczyć się będzie przed sądem w Toruniu.