Historia cmentarza odchodzi w zapomnienie wraz z najstarszymi mieszkańcami Białożewina. Dziś trudno już odtworzyć historię nekropolii. Nawet nie wszyscy przejeżdżający przez Białożewin mijając mały zagajnik zdają sobie sprawę, że jest to miejsce spoczynku osadników niemieckich. Cmentarz jest już bardzo mocno zdewastowany i porośnięty krzewami, tak że trudno wejść i poszukać pozostałości nagrobków. Zresztą tych pozostałości jest już bardzo mało. Wspólnie z sołtysem Zenonem Owczarzakiem znaleźliśmy jedną pełną płytę nagrobną i to w innym miejscu niż była umieszczona pierwotnie. Oprócz tego można było zauważyć trzy nagrobki bez płyt i dwa rozkopane groby. Na środku cmentarza na dwóch cokolikach stały znicze. Jeden się palił. Cmentarz ma własną studnię. - Co roku przyjeżdża tu samochód na Wszystkich Świętych. Po tablicach poznałem, że jest ze Świecia. Z Niemiec też ktoś przyjeżdża. Jakaś młoda dziewczyna z 80-letnim dziadkiem i to wszystko - mówi mieszkający naprzeciwko Wojciech Pawlesa. - Ja też zapalam znicz. Żaden z naszych rozmówców nie pamięta, kiedy cmentarz został założony. Na jedynej ocalałej płycie nagrobnej widnieje napis w języku niemieckim, z którego można odczytać, że pochowany pod nią był Hermann Muller, który urodził się 8 kwietnia 1811 roku, a zmarł 24 sierpnia 1898 roku. Stanisław Nowak pamięta cmentarz sprzed i z czasów II wojny światowej. Po wojnie cmentarz nie był już używany, ale jeszcze nie był zdewastowany. Otaczał go płot. Na środku była metalowa brama, a na nekropolię prowadziły schody. Przez lata cmentarz niszczał, a ludzie zabierali sobie wszystko, co uważali za użyteczne. Przed wojną cmentarz służył ewangelikom z okolicy, którzy na msze jeździli do kościoła w Żninie - dziś katolickiego pw. Najświętszej Marii Panny Królowej Polski. W tym czasie w Białożewinie i okolicy było kilku rolników pochodzenia niemieckiego, prawdopodobnie nie więcej niż sześciu. Zmieniło się to w czasach wojny, gdy Polacy byli wysiedlani, a na ich miejsce przyjeżdżali osadnicy z Trzeciej Rzeszy. - Przed wojną Niemcy byli dobrymi sąsiadami, ale jak przyszedł Hitler, to w piórka obrośli - mówi Stanisław Nowak. Powiedział nam, że ostatnią osobą pochowaną na tym cmentarzu był gospodarz Heiman, od którego nazwiska pochodzi nazwa osady Hejmanówka w Białożewinie. Pochówek odbył się zimą 1945 roku, tuż po wkroczeniu Sowietów. Był bardzo skromny i cichy. Ciało gospodarza włożono do trumny zbitej z czterech desek, którą mieszkańcy przez pole ciągnąc po śniegu przetransportowali na cmentarz. Trudno jednoznacznie powiedzieć, jak zmarł ów Niemiec, ponieważ jest kilka wersji historii śmierci Heimana. Jedni mówią o samobójstwie, a inni o Sowietach. Gospodarz miał dwóch synów i dwie córki. - To dobrze, że ksiądz chce zadbać. Przez lata cmentarz był dewastowany, a to przecież jest miejsce pochówku i należy się mu szacunek - mówił mieszkaniec Białożewina. Ksiądz Piotr Rutkowski powiedział Pałukom, iż teren cmentarza będzie ogrodzony płotem z siatki, a krzaki zostaną usunięte. Proboszcz ma w planach uporządkowanie wszystkich znajdujących się na terenie parafii nekropolii ewangelickich. Kolejna jest między Murczynem i Murczynkiem. - O tym cmentarzu jedynie słyszałem, ale na nim nie byłem. Jak tylko się dowiedziałem, to pojechałem do Białożewina i podjąłem decyzję o zabezpieczeniu cmentarza. Są to miejsca spoczynku i trzeba o nie dbać - powiedział proboszcz. Remigiusz Konieczka