Dopóki na rondo wjeżdżają tylko samochody osobowe, nie ma o co kruszyć kopii. Owszem, zdaniem kierowców, miejsca jest niewiele, ale wystarcza. Problem pojawia się, gdy na to teoretycznie dwupasmowe rondo chce równocześnie wjechać osobówka i na przykład, z prawego pasa, autobus MZK. Ten, żeby się zmieścić, musi najpierw "nabrać" miejsca na sąsiednim, lewym pasie i dopiero może wjechać na swój. - I jakby nie próbował zrobić kierowca: inaczej się nie da. Jak dla mnie, to jest zupełnie nieprzemyślane. Osobówka i autobus, albo nawet osobówka i w ogóle coś większego, jakaś półciężarówka, bus i robi się za ciasno! - piekli się jeden z kierowców. Problem znają doskonale kierowcy ciężarówek, którzy każdorazowo boją się, że wjeżdżając na rondo albo uderzą w jadący obok pojazd albo zmiotą go naczepą. Kąt wjazdu jest po prostu zbyt ostry, na to rondo nie wjeżdża się łagodnie, tylko momentalnie trzeba odbijać w prawo - tłumaczy zawodowy kierowca ciągnika siodłowego. Tak jest bezpieczniej Co jednak ciekawe, rzeczniczka drogowców tłumaczy, że rondo zaprojektowano w ten sposób celowo, a chodziło o poprawę... bezpieczeństwa. - Rozmawialiśmy na ten temat z projektantem. Wyjaśnił nam, że zjazdy z ronda mają promienie 15 metrów i są wystarczające. Nie mogą być większe, bo pojazdy zjeżdżające z ronda osiągałyby zbyt duże prędkości - mówi Miejskiego Zarządu Dróg Agnieszka Kobus-Pęńsko. - To zaś - jak dodaje - byłoby niebezpieczne: na wszystkich wlotach na rondo są bowiem przejścia dla pieszych. Ma więc ono samo "wyhamowywać" ruch. I chyba spełnia swoje "zadanie", bowiem wielu kierowców osobówek dla bezpieczeństwa zjeżdża na wybrukowany skraj wysepki i w ten sposób przejeżdża rondo z dala od ciężarówek czy autobusów. Trzeba jednak przyznać, że formuła: jeździć w ścisku, żeby jechać wolniej, by w konsekwencji było bezpieczniej, jest jednak dość nowatorska...