Jak poinformowano w czwartek w toruńskim sądzie okręgowym, sprawa została ostatecznie umorzona, gdyż Bronisław S. nie pojawił się w styczniu na ostatniej rozprawie. Były funkcjonariusz wprawdzie protestował przeciwko takiemu rozstrzygnięciu i dowodził, że nie powiadomiono go na czas, ale sąd wyższej instancji uznał, że dochowano wszystkich procedur i proces jest już prawomocnie zakończony. Działacz opozycyjny z lat 80. Wacław Kuropatwa jest znany z tego, że bywa na większości spraw sądowych, w których jako oskarżeni występują byli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Relacje z rozpraw zamieszczał na swojej stronie internetowej. Skazany w tego rodzaju procesie za prześladowanie opozycjonistów na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu Bronisław S. oskarżył Kuropatwę o zniesławienie. Były funkcjonariusz SB poczuł się urażony, że jego nazwisko i zdjęcie, w połączeniu z informacją o wyroku, znalazły się na stronie internetowej dawnego opozycjonisty, a także wielokrotnym używaniem wobec niego określenia "SB-man". Bronisław S. nie zamierza jednak darować byłemu opozycjoniście i zamierza dowieść swoich "krzywd" na drodze cywilnej. Proces, w którym chce uzyskać od Kuropatwy 30 tys. zł "tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę", jeszcze się nie rozpoczął. - Chyba chce, żebym zbankrutował, jestem przecież bezrobotny. Ta druga sprawa to szykana wobec mnie: nic już innego nie mogę robić, bo tylko siedzę w sądzie i procesuję się z Bronisławem S. - ocenił Kuropatwa. Pozywającego go dawnego funkcjonariusza poznał dopiero podczas procesów byłych esbeków, które Bronisław S. także często obserwował. Zapamiętał szczególnie moment, gdy podczas jednej z rozpraw Bronisław S. zarzucił dawnym opozycjonistom, iż ci mają "krew na rękach", bo jeden z byłych toruńskich esbeków popełnił samobójstwo, gdy dostał wezwanie na przesłuchanie przez prokuratora IPN.