W tegorocznym okresie wiosenno-letnim przez gminę Jeziora Wielkie już dwukrotnie przeszły silne wichury. 6 czerwca trąba powietrzna powaliła kilka dużych drzew. Skutki kilkuminutowej nawałnicy odczuli mieszkańcy Siemionek, Nożyczyna, Włostowa i Golejewa. W ubiegłą środę 20 lipca przez Włostowo przeszła kolejna nawałnica, siejąc zniszczenia. Tym razem nie oszczędziła budynków mieszkalnych. Pozrywała papę i dachówki z dachów domów, zerwała zadaszenie z przystanku autobusowego. Najbardziej jednak ucierpiała posesja małżeństwa Tomasza i Julity Fołda z Włostowa, którzy we wsi mieszkają od 2 lat. Na ich dom spadły konary olbrzymiej topoli, która rośnie obok ich budynku. Pani Julita mówi naszemu reporterowi, że już podczas wichury 6 czerwca wokół ich posesji leżało sporo gałęzi. Według obliczeń strażaków na dachu była ponad tona zwalonego drzewa. - Było to wcześnie rano, parę minut przed 500 przeszła burza. Widać było błyski, nagle pojawiła się ściana deszczu i gradu oraz silny wiatr, które przeszły nad naszym domem. Wszystko trwało niespełna minutę, gdy wyszliśmy po wszystkim przed dom zobaczyliśmy, że na dachu naszego domu leżą konary stojącej niespełna 7 metrów od domu topoli - opowiada pani Julita. Po pierwszej czerwcowej nawałnicy uszkodzony został dach w jednym miejscu. Tym razem powstały kolejne 2 uszkodzenia, ale już o większej skali. Zdaniem Julity Fołdy od 2 lat, czyli od początku jak zamieszkali we Włostowie, starają się w gminie o wycięcie wszystkich drzew, które rosną wokół ich domu. Po ich licznych prośbach, a później już interwencjach trzema drzewami od strony frontu domu zainteresowała się komunalka. Drzewa rosną bezpośrednio przy drodze gminnej, więc zdaniem Julity Fołdy, oni jako mieszkańcy nie mogą ich wyciąć - Przyjechali z "komunalki" we wtorek 26 lipca, obejrzeli. Dwa największe drzewa pomierzyli i pojechali. Nie wiemy, co będzie dalej - opowiada Julita Fołda. Oprócz tych drzew przy płocie, dzielącym posiadłość rodziny Fołda z polem, stoi 9 olbrzymich drzew, to konary jednego z nich spadły wprost na dach ich domu. Topole te znajdują się tuż za płotem i od przyległego pola dzieli je tylko rów. Do niedawna pani Julita nie wiedziała do kogo należy to pole i z kim załatwiać złożenie wniosku o ewentualną ich wycinkę. Dzięki staraniom sołtysa Jerzego Burzyńskiego udało się ustalić, że drzewa stoją w pasie pola Albiny Buczkowskiej. - Teraz dzięki jej pozwoleniu możemy się starać o ich wycięcie. Sąsiedzi mówili, że jak ten budynek, w którym my teraz mieszkamy, stał pusty, nie było takich zdarzeń. Z tego co mówią mieszkańcy wsi drzewa te zostały posadzone przez panią, która pracowała kiedyś w zlewni, którą myśmy zaadaptowali na mieszkanie - dodaje pani Julita. Opowiada ona także, iż podczas ostatniej nawałnicy jednym sąsiadom zerwało papę, a innym dachówki. Jej też zdaniem, gdy wójt Zbysław Woźniakowski był w wiosce po czerwcowej nawałnicy, mówił, że te drzewa muszą być usunięte, bo stwarzają zagrożenie. - Minął miesiąc, wszystko ucichło i nic w tej sprawie się nie ruszyło, a teraz przyszła kolejna nawałnica. W tej chwili my nie możemy sobie pozwolić, aby coś takiego spotkało nas po raz kolejny. Mieszkamy tutaj krótko, kredyt trzeba spłacać, a tutaj coraz więcej remontów. Tu rosną topole i z tego co wiem, są one bardzo kruche i ciężkie. Sąsiad jak zobaczył co się stało, zaraz do nas dzwonił, i pytał się czy żyjemy, bo znowu mamy topole na dachu - opowiada Julita Fołda. Jej też zdaniem wszyscy byli w szoku, że we Włostowie taka nawałnica przeszła, a w Jeziorach Wielkich ani w okolicy nawet kropla deszczu nie spadła. Straty u państwa Fołda po środowej nawałnicy straż pożarna oszacowała na 5 tys. zł. - Teraz, jak słuchamy prognozy pogody, to ze strachem kładziemy się spać - dodała Pani Julita. Sołtys sołectwa Siemionki, w którym znajduje się Włostowo, Jerzy Burzyński potwierdził w rozmowie z reporterem Pałuk, że rodzina Fołda, jak tylko kupiła budynek po zlewni, starała się wówczas u wójta Marka Maruszaka o usunięcie tych drzew. Jego zdaniem dostali oni zezwolenia na wycięcie tylko 3 topoli, które znajdowały się na ich działce. - Zadzwoniłem do Romualda Andruszczaka (dyrektor jeziorańskiej komunalki przyp. autora), powiedział, że będzie zrobione. Minął tydzień i nic. Dzwoniłem we wtorek 26 lipca do wójta i zapytałem, co z tym państwem będzie, powiedział, że o wszystkim wie. Zadzwoniłem również do Józefa Borysa (pracownik referatu rolnictwa przyp. autora). Powiedział mi, że jeżeli pani Albina Buczkowska napisze oświadczenie, to on je wytnie - powiedział Jerzy Burzyński. W obecności reportera sołtys Burzyński zadzwonił do właścicielki pola Albiny Buczkowskiej, która powiedziała, że oświadczenie potrzebne Józefowi Borysowi napisze, ale prosiła, żeby wycinką zająć się po żniwach. Paweł Lachowicz