Tragiczne zdarzenie miało miejsce w niedzielę. Z informacji przekazywanych w środę przez policję wynika, że dwa duże psy - bernardyn i owczarek niemiecki zostały wypuszczone z kojca na jedną z posesji. Nie wiadomo do tej pory - w jakich okolicznościach sforsowały bramkę i opuściły teren, gdzie normalnie przebywały - czy ktoś jej nie zamknął czy też sama się otworzyła. Zwierzęta zaatakowały bawiące się nieopodal rodzeństwo. 9-letnia dziewczynka zasłoniła przed atakiem swojego młodszego brata. Została pogryziona przez psy. Dzięki temu zwierzęta nie zrobiły krzywdy chłopcu. "Do wczoraj na sto procent dziewczynka była w szpitalu we Włocławku. Lekarz mówił nam, że jest po zabiegach. Jej stan był poważny, ale jej życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Jej obrażenia są takimi, które kwalifikujemy, jako utrzymujące się powyżej 7 dni" - powiedziała w środę PAP oficer prasowa KPP w Lipnie podkom. Małgorzata Małkińska. Dodała, że psów nikt specjalnie nie wypuścił z posesji. Obecnie znajdują się pod obserwacją weterynaryjną. Rzecznik nie umiała w tej chwili odpowiedzieć na pytanie gdzie się ona odbywa i czy duże psy zostały gdzieś przewiezione. "Nie wiemy czy ktoś nie dopilnował tego, żeby bramka posesji była zamknięta. Nasze czynności prowadzone są w związku z artykułem 160 kk, ale za wcześniej jest przesądzanie o tym kto i czy usłyszy zarzuty w tej sprawie. Narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia bądź poniesienie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu obwarowane jest karą do 3 lat pozbawienia wolności" - podkreśliła w rozmowie z PAP rzeczniczka KPP w Lipnie. Czteroletniemu chłopcu nic się nie stało, bo jego o pięć lat starsza siostra zakryła go swoim ciałem.