Bożena Kafka mieszka w gminie Janowiec od siedmiu lat. W domku otoczonym z jednej strony lasem, a z drugiej polami. W sobotę wieczorem miała atak astmy. Objawiało się to obrzękiem krtani i nasilonym kaszlem. Miała problem z oddychaniem. Twierdzi, że było zagrożone jej życie. Wezwała karetkę. Sanitariusze udzielili jej niezbędnej pomocy. - Był to zastrzyk na obrzęk i rozszerzenie płuc - mówi mieszkanka Flantrowa. Potem została zawieziona do szpitala w Żninie. Do Pałuckiego Centrum Zdrowia trafiła wraz z córką, która miała wysoką gorączkę. Córka trafiła na oddział dziecięcy, a Bożena Kafka na izbę przyjęć. Tam - jak mówi - została zostawiona sama sobie. - Leżałam przez 35 minut i nikt do mnie nie przyszedł. Widziałam tylko przez szybę, jak pani doktor rozmawia z pielęgniarkami. Przyjechałam do szpitala z zagrożeniem życia, a zostałam potraktowana jak powietrze. Gdyby nie pomoc sanitariuszy, to nie wiem, jak by się to skończyło. To im zawdzięczam życie. Dyżurująca pani doktor wcale się nie zainteresowała moim stanem. Sama odłączyłam rurkę, przez którą miałam podawany tlen, zadzwoniłam po sąsiada, zabrałam córkę i wróciliśmy do domu. Chciałabym zaznaczyć, że jeśli chodzi o opiekę nad córką, to nie mam żadnych zastrzeżeń. Pani doktor w izbie przyjęć usłyszała ode mnie kilka cierpkich słów. W ogóle nie było z jej strony żadnej reakcji - mówi Bożena Kafka. - Nic się nie odezwała. Ani me, ani be, ani przepraszam. Nic kompletnie. Po przyjeździe do domu mieszkanka Flantrowa wzięła garść leków - jak mówi - żeby się ratować. Pomogło. Powiedziała nam, że na astmę choruje już ponad 30 lat. Siedem lat temu przeszła rozległy zawał. Ma chorobę wieńcową i nadciśnienie. Ostatnio wykryto u niej nowotwór zatok. Jest po chemioterapii. - Jest to zbyt poważna sprawa, żeby lekceważyć pacjenta - mówi pani Bożena. - Przyjechałam tutaj, aby oddychać świeżym powietrzem, uspokoić się. Nie mogę narzekać na pomoc ośrodka zdrowia w Janowcu. Jest naprawdę dobrze. Jak potrzebuję pomocy, to zawsze jej udzielają. Jeśli profesjonalnie ktoś podchodzi do tego, co robi, to jest okej. Albo ktoś wykonuje ten zawód profesjonalnie, albo wcale. Bożena Kafka powiedziała, że w poniedziałek rozmawiała z dyrektorem. - Kazał mi napisać skargę - mówi. Rzeczywiście, dyrektor PCZ zna sytuację, o której dowiedział się od pacjentki podczas telefonicznej rozmowy. Polecił jej opisać całe zdarzenie i zgłosić sprawę formalnie na piśmie. Niemniej rozpoczął wyjaśnianie sprawy. - Czekam na pisemne wyjaśnienia personelu. W tej chwili nie mogę niczego powiedzieć. Muszę najpierw ustalić fakty. Zbiorę wyjaśnienia i potem poinformuję pacjenta - powiedział Aleksander Kmiećkowiak. Lekarka pełniąca dyżur na izbie przyjęć nie chciała omawiać sprawy w prasie. Powiedziała, że wyjaśni ją - w razie konieczności - dyrektorowi. Remigiusz Konieczka