Protest, wbrew zapowiedziom, nie miał powszechnego zasięgu. Jak poinformował prezes Pomorsko-Kujawskiej Izby Aptekarskiej Piotr Chwiałkowski, udział w proteście deklarowało 90 proc. aptek. Normalnie czynne były apteki należące do dużych sieci, w których informowano, że mają odgórne zalecenie, aby nie przystępować do protestu. Właściciel jednej z aptek, która nie przerwała pracy, powiedział, że nie zdecydował się na ten krok, bo pacjenci nie mogą być ofiarami istniejącego sporu. Apteka Bajka na osiedlu Fordon w Bydgoszczy nie przerwała pracy, ale pacjentów obsługiwano przez okienko, czyli tak jak w nocy. Realizowano też recepty z pieczątkami "Refundacja do uznania NFZ", ale w takich przypadkach wręczano ulotki informujące, że recepta zawiera błędy formalne i przyjmują ją na własne ryzyko. Pacjenci różnie reagowali na to, gdy okazywało się, że apteka jest zamknięta. Jedni nie kryli żalu do farmaceutów, a inni ze zrozumieniem odnosili się do protestu. Według informacji uzyskanych od aptekarzy w poniedziałek niewielu pacjentów przychodziło z receptami z pieczątkami "Refundacja do uznania NFZ". W większości były to recepty wydane w poprzednich dniach, ale zdarzały się nowe. Aptekarze różnie podchodzili do takich recept, ale w większości odmawiali wydania leków. Naczelna Rada Aptekarska zaapelowała do aptekarzy, by od poniedziałku w godz. 13-14 leki były wydawane tylko w nagłych przypadkach, zagrażających życiu. Ma to dotyczyć m.in. ciężkich chorób przewlekłych, gdy brak przyjęcia medykamentu może mieć poważne konsekwencje. Rada wezwała także farmaceutów do "rygorystycznego wymaganego przez obowiązujące przepisy prawa oraz umowę z NFZ, badania formalnej poprawności recept lekarskich i wydawania leków refundowanych jedynie na podstawie recepty prawidłowo wystawionej".