Są trzy. Pierwszy - kujawiaczek. Drugi - marsz. I trzeci - fanfara. Tu parę słów na temat Jerzego Młodziejowskiego. Kompozytor, taternik, skrzypek i altowiolista dyrygent chórów i orkiestr symfonicznych, krytyk muzyczny, w końcu - fotograf (fenomenalne zdjęcia Tatr) i... doktor geologii. Widać, ze ich kompozytor podszedł do pracy z fantazją i zapałem. Dał taki pakiet, jakby otrzymał trzy różne zamówienia. Jak znam życie - nikt z zamawiających nie miał oczywiście dla niego żadnych wskazówek. Ale pracował tak, jakby miał trzy różne zamówienia. Pierwszy hejnał spodoba się tym, którzy czuli są na nutę ludową. Kujawiaczek Młodziejowskiego nawiązuje do ludowej nuty, jest trochę jak kurant, jak delikatny sygnał radiowy. Wolny, w takcie na trzy, nieco taneczny, nieco salonowy, zakończony wyraźnym finałowym akcentem. Drugi hejnał - dla miłośników marszów i parad. Zdecydowany, wyprostowany, nogi same składają się do pozycji "baczność". Brzmi to trochę jak Marsylianka, trochę jak sygnał Wyścigu Pokoju. Motyw powtarza się, zapętla. W dwóch finałowych nutach pobrzmiewają reminiscencje hejnału mariackiego - można je grać jak urwany początek, można - jak echo, można przydusić. No i trzeci - fanfara. Cztery trąbki, trzy puzony i tuba. Można oczywiście zagrać go tylko na dwie trąbki, można i na jedną - z najpełniejszą aranżacją mogą zmierzyć się tylko filharmonicy, z pierwszym głosem - każdy trębacz. Fanfara to wezwanie do boju. Gdy ją pierwszy raz usłyszałem, jedna ręka szukała lancy, a druga - wodzy mego wiernego rumaka. Tu kompozytor powiedział: - A to jest hejnał moich marzeń. Głosy biją się ze sobą o pierwszeństwo, zagarniają coraz to nowe przestrzenie eteru, pod koniec wypełniając dźwiękiem wszystkie zakamarki rzeczywistości. W pięciu taktach muzyka rozkwita i kończy się trzema feerycznymi akordami (tu właśnie wchodzi tuba) rozpiętymi przez cztery oktawy. Ten hejnał przypomina mi charakterem dysonansowe fanfary skomponowane do filmu "Krzyżacy" przez Wojciecha Kilara. Bez historyzmu, silenia się na średniowieczną prostotę, lecz absolutnie współcześnie, z wykorzystaniem bogatych środków muzycznych, niespokojnych brzmień i rytmów. A jednocześnie jest to najbardziej średniowieczny z wszystkich trzech hejnałów. Tyle tytułem przedstawienia. Głowa boli od nadmiaru. Czy używać wszystkich trzech? Myślę, że nie. Hejnał miasta powinien być jeden. Moim faworytem jest trzeci. Najoryginalniejszy, najpełniejszy, najbogatszy. Dzieło sztuki. Hejnał miastu jest potrzebny. Bardzo się cieszę, że dzieła Jerzego Młodziejowskiego zostały (po półrocznych poszukiwaniach!) w końcu odnalezione i chwała za to Wojtkowi Lisieckiemu. Niepokoi trochę inicjatywa burmistrza, by napisać nowy hejnał, ale przecież nie ma takiego problemu, którego by nie można rozwiązać. Dominik Księski