Łucja Kuras z Bożejewiczek psa boi się tak bardzo, że nie wychodzi z domu. Zakupy robi jej sąsiadka. Rany fizyczne i psychiczne, których doznała po pogryzieniu przez psa, nie goją się szybko. Opowiada o zdarzeniu z sierpnia 2007 r., kiedy o mały włos nie straciła życia. Wyjechała wówczas rowerem po zakupy. W pewnej chwili zaatakował ją ogromny owczarek kaukaski. Pogryzł jej prawą dłoń, lewe ramię i prawe podudzie. Po zdarzeniu trafiła do szpitala, w którym spędziła dwa tygodnie. Sprawę zgłosiła na policji. Finał nastąpił w sądzie. Właściciel psa za niezachowanie należytych środków ostrożności został ukarany grzywną w wysokości 200 zł. Minęły dwa lata, a Łucja Kuras w dalszym ciągu nie czuje się we wsi bezpieczna. Dlaczego? - Ten pies cały czas biega po wsi luzem i stanowi zagrożenie. Żebym przez psa nie mogła robić zakupów? On powinien być uwiązany. Ludzie boją się o dzieci. Muszą po nie schodzić do szosy po przyjeździe autobusu. Odwożą je też na autobus. Ten pies z miesiąc temu mnie gonił. Szczekał. Udało mi się uciec, ale od tego czasu na zakupy już nie chodzę - relacjonuje, płacząc. Kobieta twierdzi, że z powodu panicznego lęku przed psem jest uwięziona we własnym domu. Zdarzenie jest bardzo głęboko zakorzenione w jej psychice. Fizycznie również odczuwa skutki nieszczęśliwego zdarzenia. Ręka boli ją do dziś. Inny mieszkaniec Bożejewiczek przyznaje, że pies biega po wsi. Twierdzi, że większość mieszkańców wsi się go boi. - Na niektóre osoby jest szczególnie uczulony. Normalnie nie mogą przejść. Muszą jeździć koło posesji właścicieli tego psa motorowerem. Było to zgłaszane na policji. Kiedy sprawa trochę ucichnie, to właściciel nic sobie z tego nie robi - dodaje nasz rozmówca. Mieszkanka Bożejewiczek, również prosząca o zachowanie anonimowości opowiada, że właściciel psa nie wyciąga żadnych wniosków. Dodaje, że owczarek pogryzł już kilka osób i w dalszym ciągu biega po wsi. - Żeby kaganiec chociaż miał - wzdycha kobieta. Rozmówczyni gazety podkreśla, że biegającego po wsi psa widuje rano i późnym wieczorem. - Pies jest w kojcu, ale chyba go wypuszczają i on chyba przez budynek stodoły wydostaje się na zewnątrz. Ja też się boję tego psa. Wnuczek chodzi do szkoły. Trzeba go odwozić. Sąsiadów też widzę, że dzieci odwożą do szkoły. Ten pies to postrach wsi. Ja w kieszeni to tak na wszelki wypadek noszę kamienie, by mieć się czym bronić, gdyby mnie zaatakował. To duże bydlę - zaznacza kobieta. Kolejna mieszkanka najbardziej boi się o dzieci: - Ja w tej chwili dzieci odwożę do szkoły, żeby nie musiały koło posesji właścicieli psa przechodzić. Każdy się boi. Jak interweniuje policja, jest może dwa tygodnie spokoju, a później wszystko wraca do normy. Jeden z mieszkańców Bożejewiczek widział psa wieczorem, kiedy biegał pod jego domem. Usiadł pod drzwiami wyjściowymi. Przyznaje, że nie mógł wyjść wówczas z domu, ponieważ się bał. Musiał czekać aż pies się oddali na bezpieczną odległość. - A pan by wyszedł z domu, gdyby widział tak wielkiego psa? - pyta podnosząc rękę na wysokość bioder, obrazując w ten sposób wysokość psa. Właściciel psa, który zastrzegł, by nie podawać jego danych, powiedział, że pies jest zamykany i nie biega po wsi. Twierdzi, że gdyby biegał po wsi, to ktoś byłby pogryziony. Przyznał, że zdarzały się przypadki, że pies uciekał i pogryzł mieszkankę wsi. Teraz zamyka go w kojcu i pilnuje, by nikomu nie zrobił krzywdy. - Pierwsze od pana słyszę, żeby ten pies biegał po wsi. Cały czas jest zamknięty. Niemożliwe, żeby biegał - ucina właściciel psa. Włodzimierz Dolaciński, p.o. komendant straży miejskiej w Żninie, wyjaśnia, że strażnicy w październiku otrzymali sygnał, że pies biega po wsi. Ukarali wówczas właściciela owczarka mandatem. Od tego czasu kolejnych zgłoszeń nie było. Komendant podkreśla, że jeśli mieszkańcy widzą, że pies biega po wsi i w dalszym ciągu czują się zagrożeni, powinni złożyć imienne zawiadomienie, gdyż będzie one podstawą do założenia sprawy w sądzie. Zdaniem Włodzimierza Dolacińskiego, pies powinien być trzymany na uwięzi, by nie zagrażał bezpieczeństwu mieszkańców. Arkadiusz Majszak