Zadłużenie lokatorów sięga 74.000 zł, a spółdzielnia ma 130.000 zł długu u dostawcy opału. Ludzie mówią, że do spółdzielni oprócz wpłat za ogrzewanie wpływają pieniądze za czynsze, za chlewiki, a nic się nie remontuje, nie inwestuje, więc pieniądze powinny być. Mieszkańcy, członkowie Spółdzielni Mieszkaniowej w Sarbinowie II chcą rozliczenia prezesa spółdzielni Aleksandra Pobudko. - Pieniądze muszą być wyprowadzane na zewnątrz. Bo my płacimy za ciepło, większość ludzi płaci po 4 zł od metra, tak jak zgodnie wnioskowaliśmy, czyli o złotówkę mniej niż narzucił nam prezes, bo od członków rady wiemy, że na siedem osób tylko trzy przychyliły się do propozycji 5 zł od metra. Płacimy czynsze, płacimy za ciepło, za chlewiki płacimy, za wszystko płacimy, a pieniędzy nie ma. Więc albo wynagrodzenie miesięczne prezesa i pracowników spółdzielni jest tak kosztowne, albo pieniądze wyciekają na zewnątrz. Nawet członkowie rady nie wiedzą, ile zarabia prezes, a słyszymy, że dodatkowo zarządza blokami w Żninie i Wapnie - mówi mieszkanka jednego z bloków. Wszyscy mieszkańcy, z którymi udało mi się porozmawiać powtarzali zgodnie, że w mieszkaniach jest zimno. Przed telewizorem siedzą pod kocami. - Wracamy z pracy, dzieci ze szkoły, teraz mróz stał się znacznie dotkliwszy. Marzniemy na przystankach i w drodze do domu i marzymy o tym, żeby się rozgrzać. Mieszkanie i rodzina kojarzy się z ciepłem, jednak u nas zostaje rodzina, bo trudno mówić o cieple, kiedy termometry wskazują po 14-15 stopni - opowiada inna mieszkanka. Mieszkańcy mówią o ciągłych przeziębieniach, lekach, jakie muszą wciąż zażywać, bo w mieszkaniach chłód. Na ścianach wychodzi pleśń i grzyb. - Można popsikać na grzyba specjalnymi środkami, na te czarne plamy, jakie pojawiają się na naszych ścianach, a za kilka dni jest na nowo. Malować można co miesiąc. Mieszkania są niedogrzane, jest w nich zimno i wilgotno. Od prezesa słyszymy, że jest grzyb, bo nie wietrzymy, a nie wyobrażam sobie smrodu, jaki by tu panował, gdybyśmy nie wietrzyli tej stęchlizny - mówi mieszkanka jednego z mieszkań. Inni mówią, że na dłuższą metę tak się nie da żyć, bo płacą i marzną, inni buntują się i mówią, że nie zapłacą za ciepło, bo go nie ma. Mieszkańców przeraża informacja, że nad spółdzielnią wisi zadłużenie, że zastawiona została kotłownia wraz z wyposażeniem na poczet zaciągniętego kredytu w wysokości 150.000 zł. Prezes mówi, że o długach spółdzielni mieszkańcy wiedzą i nie jest to żadna tajemnica. - Jeszcze przed świętami zaległości płatnicze mieszkańców sięgały 85.000 zł, na 140 rodzin zadłużonych było 110 i były to krótkoterminowe zadłużenia z okresu 3-4 miesięcy w wysokości od 800 do 2.000 zł. Od 1 października podnieśliśmy opłatę za ogrzewanie do 5 zł za metr, w połowie listopada sołtys Barbara Polus zwołała zebranie, na którym odwołano podwyżkę. Na palcach jednej dłoni można policzyć osoby, do których dotarła informacja, że miał zdrożał z 330 zł za tonę do 580 zł. Obecnie jesteśmy w bardzo złej sytuacji, mamy poważne długi, bo wstrzymanie się mieszkańców od płacenia należności prowadzi do prawdziwego kryzysu, nie mamy na opał, na prąd, na ZUS. Węgla może wystarczy nam do końca stycznia, może uda się nam ten miesiąc przeżyć, co dalej nie wiem. Będziemy palili tylko tyle, by nie zamarzła woda i nie spowodowała awarii instalacji. Zredukujemy ciepło do minimum. Nasz dostawca węgla wypowiedział nam dalsze dostawy miału. Zerwał umowę, gdyż zalegamy 130.000 zł i poinformował, że nie będzie nam dostarczał opału. Każdy z mieszkańców dostanie informację na temat zadłużenia i że od 1 lutego dostarczanie ciepła zostanie zredukowane do minimum. Poinformuję jeszcze w tym tygodniu burmistrza, centrum kryzysowe i związek rewizyjny spółdzielni mieszkaniowych o zaistniałej sytuacji - powiedział Aleksander Pobudko. - Dla mnie wypowiedzi prezesa to żenada, pokazuje tylko swoją nieudolność, nierzetelność i niestaranność. Bo jak inaczej nazwać to? Większość płaci po 4 zł, co wcześniej każdy mieszkaniec zadeklarował pismem, jakie wysłał do spółdzielni. Jeśli nawet nikt by nie płacił, to gdzie są pieniądze z lata? Dlaczego wtedy z pieniędzy na CO nie zakupił węgla? Remontów też żadnych nie robi, więc na co idą te pieniądze? Na płace - mówi mieszkaniec spółdzielni. Inny mieszkaniec opowiada o ociepleniu bloku, które miało być zrobione z pieniędzy ze sprzedaży jednego z mieszkań, a mieszkańcy tego bloku zostali obciążeni po 1.500 zł za ocieplenie. Jerzy Bandurski, który kilka tygodni temu zgłosił się do nas w sprawie zimna, jakie panuje w jego mieszkaniu, zapewnia, że to co mówił w tej sprawie prezes spółdzielni jest nieprawdą, gdyż nikt nie przyszedł, nie płukał i nie odpowietrzył grzejnika (sam nie może tego zrobić, gdyż kaloryfery nie posiadają odpowietrzników).