Zenon Stawicki, 66-letni mieszkaniec Wolic, na początku kwietnia br. poddał się profilaktycznemu badaniu jelita grubego, tzw. kolonoskopii. - Zrobiłem to nakłoniony akcjami propagującymi profilaktykę leczenia. Badanie w Szpitalu Powiatowym w Inowrocławiu wykonał mi lekarz medycyny. Wszystko przebiegło prawidłowo. Przez następne miesiące starałem się przekonać moją żonę do zrobienia podobnego badania. Wreszcie udało mi się ją przekonać - opowiada Zenon Stawicki. Marianna Stawicka uzyskała skierowanie od lekarza w Ośrodku Zdrowia w Barcinie. - Żona w styczniu przebyła grypę jelitową, czasami ją pobolewał brzuch, ale po zażyciu przepisanych leków mijało jej. Mimo to uznaliśmy, że warto wykonać takie badania. Lekarz z przychodni powiedział, że warto takie badanie zrobić i skierował żonę do gabinetu chirurgicznego w Szpitalu Powiatowym w Inowrocławiu - kontynuuje Zenon Stawicki. Jeszcze rano pełnia życia Marianna Stawicka trafiła do tej samej przychodni, gdzie wcześniej wykonano badania męża. Pacjentkę wezwała do gabinetu pielęgniarka. Zenon Stawicki postanowił wejść z nią. - Zostałem jednak wyproszony. Dodam, że nie było w tym gabinecie lekarza, a tylko pielęgniarka. Doktor, jak się później dowiedziałem, małżonek tej pani pielęgniarki, którego pieczątka widnieje na świadectwie badania, nie był obecny w gabinecie. Po pewnym czasie wezwała mnie do gabinetu pielęgniarka. Wszedłem. Żona siedziała na stole z podciągniętą spódnicą i opuszczonymi do kolan rajstopami. Nie wiem, jak tak można było podejść do tego badania. Mnie lekarz, kiedy sam się poddawałem kolonoskopii, normalnie kazał się rozebrać i nie traktował, jak worek kartofli. Tymczasem żona z rozpaczą popatrzyła na mnie i powiedziała: "Zabieraj mnie do domu, bo nic mnie nie bolało, kiedy tu przyjechałam, a teraz mnie strasznie boli" - relacjonuje wydarzenia z 5 sierpnia Zenon Stawicki. Mieszkaniec Wolic zaczął się pytać pielęgniarkę, co się dzieje. Ona bagatelizowała - jak opowiada Zenon Stawicki - problem i odpowiadała, że to normalne, że pacjenci się skarżą. Dodajmy, że w momencie, gdy sonda z miniaturową kamerą jest wprowadzana do odbytu pacjenta, ten pozostaje przytomny. - Pielęgniarka powiedziała, żeby moja żona nie histeryzowała. Tymczasem ona leżała na stole na lewym boku i nie mogła się podnieść - dodaje Zenon Stawicki. Wreszcie Mariannie Stawickiej przy pomocy męża i pielęgniarki udało się powstać. - Na holu żona miała czekać na wynik badania i odpocząć. Po pewnym czasie pani pielęgniarka wyszła, przekazała wynik i powiedziała, żebym zabrał żonę do domu. Jednocześnie dała jakąś tabletkę do ust mojej żonie. To był szok, co się stało z moją małżonką. Rano w gospodarstwie jeszcze kury oprzątała, była pełna życia. Tymczasem po przyjeździe ze szpitala ból narastał przez kilka godzin. Dlatego wezwałem pogotowie. To pojechało z żoną do szpitala w Inowrocławiu. Razem z synem pojechaliśmy za karetką, żeby wiedzieć, co się dzieje z Marianną. Lekarz od razu zdecydował o zabraniu pacjentki na blok operacyjny. Okazało się, że żona ma rozprute jelito. Po operacji wróciła na salę ogólną. Była wybudzona. Oczy miała otwarte, ale nie reagowała na słowa. Poproszono nas, abyśmy opuścili z synem salę, gdzie były jeszcze 2 inne pacjentki - mówi Zenon Stawicki. Na krawędzi życia i śmierci Następnego dnia nasz rozmówca pojechał do żony z wnuczką Karoliną. Około 900.pojawili się na sali, gdzie Marianna Stawicka leżała już sama. Miała zsiniałe końcówki palców, była nieprzytomna. - Pobiegłem do ordynatora chirurgii. Pan doktor Janusz Wieczorek powiedział, że zaraz będzie na sali. Wiedział o tym, że moja żona jest po operacji, bo doszło do perforacji jelita grubego i wykonano jego cerowanie. Po przybyciu na salę lekarz stwierdził, że nastąpiło wstrzymanie akcji serca. Przybyła pani praktykantka, która zbadała ciśnienie. Stwierdzono jego zanik. Po wyjściu lekarza za chwilę pojawiło się przy chorej 5, czy 6 lekarzy. Żona zabrana została na kardiologię, gdzie przywrócono akcję serca. Jednak w związku z przebytym załamaniem nastąpiło niedotlenienie mózgu. Nerki nie podjęły pracy i był brak kontaktu z żoną. Nastąpiły dializy. Po nich żona wróciła na oddział chirurgii. Później znów ją zabrali na kardiologię. I tak wędrowała, jak worek z ziemniakami. Po kilku dniach wróciła na chirurgię. Wdało się zapalenie płuc. Jeśli dobrze pamiętam, to 2 września o 620 zabrano ją na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. Wtedy już całkowicie straciła przytomność i pozostaje do teraz w śpiączce. Odżywiana jest pozajelitowo. Jej mózg jest praktycznie nie do odratowania. I oczywiście nie chcę niczego przesądzać, ale nie wierzę, żeby jeszcze do mnie wróciła. Jesteśmy 43 lata małżeństwem. Przeżyła 3 porody, w tym jedną cesarkę oraz wycięcie woreczka żółciowego. Dopiero wtedy, gdy chciała poddać się profilaktycznemu badaniu, to stanęła na krawędzi życia i śmierci. Teraz sobie zarzucam, że namówiłem ją na badanie. Czy wie pan, jaki to ciężar na sercu? - opowiada Zenon Stawicki. Mężczyzna postanowił zgłosić podejrzenie popełnienia przestępstwa właściwemu organowi, czyli Komendzie Powiatowej Policji w Inowrocławiu, gdzie zeznawał wraz z synem. Sierżant Joanna Wrzesińska, oficer prasowy w komendzie inowrocławskiej powiedziała nam: - Rzeczywiście 25 września wpłynęło do nas zawiadomienie od Zenona Stawickiego z Wolic w gminie Barcin. W związku z tym podjęto czynności wyjaśniające na podstawie artykułu 307 kodeksu postępowania karnego. Funkcjonariusze sprawdzają, czy mogło dojść do przestępstwa z artykułu 160 ustęp 2 kodeksu karnego, który mówi o tym, że karze podlega ten, kto naraża człowieka bezpośrednio na narażenie jego życia, czy zdrowia w sytuacji, gdy dobro tego człowieka zostaje mu powierzone. Zgodnie z kk policja ma czas miesiąca do zbadania i określenia się, czy popełniono przestępstwo. W tym przypadku ten termin upłynie 24 października. Oprócz zeznań Zenon Stawicki przedstawił też dokumenty o wynikach badań żony, na których widnieje pieczątka doktora medycyny. Tymczasem, co podkreśla Zenon Stawicki, w ogóle nie było go w gabinecie, gdy wykonywano Mariannie Stawickiej kolonoskopię. Przestępstwo z artykułu 160 paragraf 2 kk jest zagrożone karą od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Lekarz: badanie wykonywałem osobiście Lekarz podpisany na wyniku badania powiedział nam, że Zenon Stawicki ma rację twierdząc, że podczas kolonoskopii musi być obecny lekarz. - Jakkolwiek obecność również pielęgniarki jest czymś naturalnym, bo musi ona asystować lekarzowi. Chcę stwierdzić, że wykonywałem osobiście to badanie pacjentki z Wolic. Nie wiem, dlaczego pan Zenon Stawicki uważa, że obecna tam była moja żona. Nie wiem, co on odczytał z plakietki identyfikacyjnej. W każdym razie moja żona od 24 czerwca nie pracuje. Doszło rzeczywiście do powikłań podczas tego badania. To się zdarza bardzo rzadko. Niestety, tak się stało akurat w tym przypadku. Z tego co mi wiadomo, stan tej pani jest bardzo ciężki. Pozostaje ona w śpiączce. Policjanci jeszcze nie byli u mnie. Nie zabezpieczyli jeszcze karty leczenia, jak również i ja nie byłem wzywany do złożenia zeznań w tej sprawie. I to tyle, co mogę powiedzieć na tym etapie sprawy - powiedział doktor nauk medycznych. Zenon Stawicki kończy: - Nie wiem, jak to było. Jednak małżeństwo lekarza i pielęgniarki otrzymuje zdaje się zlecenia z NFZ na wykonanie takich badań, jakkolwiek nie występują oni w związku z tymi badaniami jako pracownicy szpitala, a jako NPZOZ. Lekarz Dariurz Drzewiecki, dyrektor SPZOZ w Barcinie, powiedział: - Badanie to nie wiąże się z większym ryzykiem. Na pewno jest dyskomfortowe dla pacjenta, ale bezinwazyjne i nie narusza tkanek. Nigdy jednak nie można wykluczyć nieszczęśliwego zrządzenia losu, jak stało się w tym przypadku. To mogło się zdarzyć każdemu lekarzowi, bez względu na zdobyte kwalifikacje i doświadczenie w zawodzie. Karol Gapiński