O tragedię najłatwiej tam, gdzie kąpiących się nikt nie pilnuje. I nie chodzi tylko o ratowników, ale również o policję wodną, która latem ma pełne ręce roboty. Kilka dni temu nad jeziorem w Pieczyskach na Kujawach policjanci uratowali dwóch kajakarzy. Ich łodzie wywróciły się, a młodzi mężczyźni w wieku 20 i 21 lat nie mieli na sobie kamizelek ratunkowych. Gdy policjanci dopływali do tonących, kapoki pływały kilka metrów od kajaków. Nie wszyscy mają jednak tyle szczęścia, by w porę doczekać się ratunku. Tak było w przypadku 52-latka, który w poniedziałek wieczorem utopił się w jeziorze w Okoninie. Wcześniej policja z Torunia poinformowała, że z Wisły wyłowiono ciało 39-letniej kobiety, która postanowiła wykąpać się w rzece na wysokości Portu Drzewnego. - Pozostawiła swoje rzeczy na brzegu i weszła do wody. Od tej chwili znajomi już jej nie widzieli i zaniepokojeni zaalarmowali policję - relacjonowała rzeczniczka toruńskiej policji, Wioletta Dąbrowska. Na ciało kobiety trafił płetwonurek straży pożarnej. Najbardziej niebezpieczne są kąpiele w rzekach Tymczasem amatorów kąpieli w niebezpiecznych miejscach nie brakuje. Najbardziej niebezpieczne są rzeki. W zeszłym roku to właśnie z nich wyławiano najwięcej ofiar utonięć. - Ludzie podchodzą do nich zbyt lekkomyślnie - mówi Wojciech Lewko z policji wodnej w Toruniu. I podkreśla, że rzeka to nie jezioro czy basen, gdzie woda jest spokojna. - Rzeka ma nurt, który może nas osłabić. Jest mnóstwo wyznaczonych kąpielisk, gdzie można wypoczywać pod opieką ratownika czy policji wodnej i to na pewno będzie znacznie bezpieczniejsze - mówi Lewko. Jak jednak przyznaje, apele niewiele dają. W zeszłym roku utopiło się prawie 400 osób. W tym roku są już 343 ofiary.