Nie wiemy do końca, co się stało, czekamy na wyniki postępowania prokuratury i powołanej przez ministra zdrowia komisji - powiedział Krzysztof Malatyński, dyrektor szpitala we Włocławku, w którym doszło do śmierci nienarodzonych bliźniąt.
Na poniedziałkowej konferencji prasowej zapowiedział, że do czasu wyjaśnienia sprawy lekarze, którzy zajmowali się pacjentką, nie będą odsunięci od obowiązków.
Do śmierci bliźniąt doszło w nocy z czwartku na piątek. Matka dzieci była w tej placówce dwa tygodnie, na przełomie grudnia i stycznia z powodu komplikacji ciąży. Opuściła ją tydzień temu, ale zgodnie z zaleceniami zgłosiła się ponownie w czwartek, zaniepokojona gwałtownymi skokami ciśnienia. Według relacji ojca dzieci, ginekolog zalecił niezwłoczne przeprowadzenie zabiegu cesarskiego cięcia. Nie zrobiono tego, gdyż - jak usłyszał od personelu szpitala - osoba kompetentna do wykonania koniecznego badania ultrasonografem (usg) miała być na miejscu dopiero następnego dnia.
Według dyrektora szpitala, to lekarz podejmuje decyzję o tym, kiedy wykonuje się cesarskie cięcie. - Skoro podjął decyzję, żeby takiego zabiegu nie przeprowadzać, to rozumiem, że ona była słuszna - powiedział. Dodał, że w szpitalu jest sprzęt "odpowiedni do ratowania dzieci, jest 13 aparatów usg", dostępnych całą dobę, szpital dysponuje całodobową salą operacyjną, w szpitalu są też specjaliści od diagnostyki usg.
- Na razie nie wiemy co zawiodło. Czy po prostu był to zbieg nieszczęśliwych wypadków, czy rzeczywiście czynnik ludzki tutaj zaważył - powiedział. - Trudno cokolwiek zarzucać, jeśli nie wiemy do końca, co się stało.
Dyrektor szpitala mówił, że o zdarzeniu dowiedział się z mediów, w piątek wieczorem. - Nie zostałem wcześniej poinformowany przez ordynatora, że takie zdarzenie miało miejsce - zapewnił.
Według niego kobiecie udzielono pomocy psychologicznej już po wykonaniu cesarskiego cięcia i wyjęciu martwych płodów. Na pytanie, czy wcześniej przez siedem godzin pacjentka była sama, odparł: "tak z tego wynika".
Odrzucił sugestie dziennikarzy, że aby mieć dobrą opiekę w tym szpitalu, trzeba chodzić do lekarza prywatnie. - Jestem przekonany, że każdy pacjent, który trafi do szpitala, niezależnie od tego, czy chodzi do lekarza prywatnie, ma tutaj udzielaną usługę medyczną na takim samym poziomie - podkreślił Malatyński.
Obecny na konferencji dyrektor ds. medycznych Krzysztof Motyl powiedział, że konsultant krajowy nie stwierdził - na obecnym etapie - by działania podjęta przez personel włocławskiego szpitala "były sprzeczne z zasadami i sztuką medyczną".
Pytany o badanie ultrasonograficzne dodał, że "nie jest to badanie warunkujące decyzję o przeprowadzeniu cięcia cesarskiego". Motyl dodał również, że tego dnia na dyżurze było dwóch lekarzy specjalistów, w tym ordynator.
Dyrektora dziennikarze pytali też, dlaczego ciąża nie była kontrolowana "non stop". - To jest pytanie do konsultanta krajowego i komisji oceniającej działania lekarzy. Ja, w odróżnieniu od państwa, nie czuję się kompetentny w ocenie działań położników z prostej przyczyny - nie jestem lekarzem położnikiem - powiedział.
Prokuratura Rejonowa we Włocławku (Kujawsko-Pomorskie) zdecydowała w poniedziałek o wszczęciu śledztwa w sprawie śmierci nienarodzonych bliźniąt.
Minister zdrowia polecił konsultantowi krajowemu w dziedzinie ginekologii i położnictwa przeprowadzenie szczegółowej kontroli placówki oraz pracy personelu medycznego. Dodatkową kontrolę prowadzą także NFZ, wojewoda i przedstawiciele Urzędu Marszałkowskiego w Toruniu, któremu podlega placówka.
Szpital nie prowadzi własnego postępowania w tej sprawie.