W ciechocińskim sanatorium zatruło się 150 dzieci. Miały gorączkę, biegunkę i torsje. Inspektorzy sanitarni ustalili, że salmonellą zakażone były jajka, które podano dzieciom na kolację. Na obserwacji w szpitalu jest jeszcze kilkanaścioro małych pacjentów. Ich stan jest dobry. Inspektorzy Sanepidu kończą już analizy potraw podawanych w sanatorium. Jeszcze dziś lub jutro skierują sprawę do prokuratury. Będzie ona musiała odpowiedzieć na pytanie, czy i kto zaniedbał swoich obowiązków. Prokurator będzie miał na to teoretycznie trzy miesiące. Tymczasem sprawą zainteresowało się już ministerstwo zdrowia i kasy chorych, które wysłały dzieci na leczenie do Ciechocinka. Lubuska kasa chorych poprosiła o szczegółowe wyjaśnienia. Zapewne weźmie ten incydent pod uwagę przy kontraktowaniu usług na przyszły rok. Podobnie zrobią inne kasy. Dla uzdrowiska w Ciechocinku może to oznaczać poważne kłopoty finansowe. Marcin Friedrich