O zmuszaniu Wietnamczyków do niewolniczej pracy poinformowała w poniedziałek "Gazeta Wyborcza". Według przytoczonych przez nią relacji, zdesperowani złym traktowaniem i trudnymi warunkami pobytu Wietnamczycy po kryjomu zbiegli i przebywają w schroniskach pod opieką Fundacji "La Strada", pomagającej ofiarom współczesnego niewolnictwa. Dowodów - jak na razie - brak - Po otrzymaniu zawiadomienia od fundacji "La Strada" wszczęliśmy takie postępowanie, gdyż w grę wchodziło podejrzenie poważnego przestępstwa, jakim jest pozbawienie tych ludzi wolności - powiedział zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe Włodzimierz Marszałkowski. Dodał, że przesłuchano 11 spośród 13 obywateli Wietnamu, którzy mieli być ofiarami przestępstwa, a także właściciela szwalni. Nikomu nie postawiono zarzutów. Jak powiedział prok. Marszałkowski, dotychczas nie udało się potwierdzić, by przedsiębiorca dopuszczał się bicia lub głodzenia pracowników, co m.in. zarzucali mu Wietnamczycy. Kontrole wypadły pomyślnie Kilkunastu obywateli Wietnamu zostało zwerbowanych do pracy w Bydgoszczy jesienią ubiegłego roku. Formalnie mieli być pracownikami firmy wietnamskiej, "wypożyczonymi" do pracy w Polsce. - W takiej sytuacji podlegają w pełni polskim przepisom prawa pracy. Badaliśmy tę sprawę na przełomie marca i kwietnia, na prośbę Straży Granicznej, którą zaalarmowała "La Strada", ale nie natrafiliśmy na jakiekolwiek nieprawidłowości w dokumentacji; także dwójka pracowników wietnamskich - obecnych wówczas na miejscu - nie zgłaszała nam podczas rozmów żadnych pretensji - powiedziała rzeczniczka Okręgowej Inspekcji Pracy w Bydgoszczy Katarzyna Pietraszak. Jak zaznaczyła, szwalnia była w ostatnich latach cztery razy sprawdzana przez inspektorów - wcześniej także zatrudniała zagraniczny personel. Nigdy jednak nie stwierdzono żadnych uchybień w stosunku do pracujących tam cudzoziemców. Uciekli, bo chcieli więcej zarobić? Właściciel szwalni, cytowany przez "GW", odrzucił wszystkie zarzuty byłych pracowników; uznał je za nieprawdziwe. Według niego Wietnamczycy uciekli, gdyż dowiedzieli się, że mogą w okolicach Warszawy, w dużych skupiskach swoich rodaków, zarobić "na czarno" dużo więcej, niż w bydgoskim zakładzie. Na poniedziałkową publikację zareagowały władze ugrupowania "Polska Jest Najważniejsza", gdyż właściciela szwalni opisano jako aktywnego i znaczącego polityka tego ugrupowania. W przesłanym PAP komunikacie zaznaczono, że przedsiębiorca "nie jest ekspertem ekonomicznym PJN i w żadnych sprawach nie reprezentuje partii ani jej władz" oraz, że sprawę jego postępowania rozpatrzy sąd partyjny. Biznesmen startował w ostatnich wyborach do Sejmu z bydgoskiej listy PJN, zdobywając niespełna 200 głosów. 10 Wietnamczykami, którzy pracowali w tej firmie, opiekuje się Fundacja "La Strada". Jej prezes Irena Dawid-Olczyk powiedziała, że to ona powiadomiła o sprawie bydgoską prokuraturę, tuż po tym jak do Fundacji zgłosiła się jedna z poszkodowanych kobiet. To była dla nich szansa Pomoc dla Wietnamczyków z Bydgoszczy realizowana jest dzięki programowi wsparcia i ochrony ofiar handlu ludźmi realizowanego w ramach Krajowego Centrum Interwencyjno-Konsultacyjnego powołanego przez szefa MSWiA w 2009 roku. Zakłada on - jak doprecyzowało PAP MSW - zapewnienie tym osobom bezpiecznego lokum, zapewnienie m.in. wyżywienia i zalegalizowanie pobytu w Polsce na trzy miesiące. W tym czasie ofiary handlu ludźmi mogą, jeśli tego chcą, wrócić do swojego kraju. La Strada i MSW mają i w tym pomóc.